wtorek, 30 grudnia 2014

Rok 2014 - Podsumowanie

I kolejny rok mam już prawie za sobą. Czy był taki jaki chciałam, by był? Niekoniecznie. Ale może to nawet i lepiej? Gdyby był tylko dobry, to przecież byłoby nudno i zaczęłabym się zastanawiać, czemu nagle wszystko przychodzi mi tak łatwo...

Ten rok jednak w przeciwieństwie do poprzedniego nie nazwałabym beznadziejnym. Określiłabym go jako ciekawy. Było bowiem różnie - trochę smutków, trochę radości. Zbilansowanie. Siedzę w pokoju i kolejny raz rozmyślam, jak wyglądał, co robiłam, co mi się podobało, czego żałuję, co bym zmieniła, ale na to już wpływu raczej nie mam. I jest wiele rzeczy, które mogłabym wymienić, ale czy jest ku temu sens, by wszystko szczegółowo opisywać? Raczej nie.

Wiem, że zaczął się cudownie. Wiem, że przyniósł wiele chwil, gdzie na twarzy ciągle widniał mi uśmiech. Tak samo jak i momentów, gdy płakałam. Dużo jeździłam biorąc pod uwagę 2 poprzednie lata. Byłam nawet za granicą. Pobawiłam się na konwentach, w które tym razem ktoś mnie bardziej wciągnął. Znowu poznałam ludzi, w tym kilku, na których wiem, że mogę polegać. Od maja do prawie końca wakacji zajmowałam się przez chwilę swym ukochanym agility. Spędzałam też czas z tymi, którzy już od jakiegoś czasu są blisko mnie. Poza tym nabrałam znowu nowych doświadczeń, co też jest kolejnym plusem. I znowu lekko dorosłam, ale to już chyba wynik doświadczenia. Zmienia się człowiekowi podejście. 

W tym roku postanowień nie mam. A raczej nie chcę ich uznać za noworoczne, bo te aktualne są w mojej głowie już jakiś dłuższy czas i właściwie są niezmienne, więc nie zaliczam ich do noworocznych. Zresztą tak jest lepiej jak nie zakłada się czegoś konkretnie na dany rok - nie odczuwa się potem zawodu. Gdy ma się zaś postanowienia nieokreślone, tak czasem łatwiej je spełnić.

Właściwie jednak kończe ten rok z pewnymi niewyjaśnionymi rzeczami, ze smutkiem, pewnego rodzaju pustką, z utratą pewnej znajomości. Ale tym też nie chcę się przejmować. Chcę kolejny rok zacząć tak, by znowu praktycznie niczego nie żałować. Chcę też coś naprawić - zobaczymy, czy mi to wyjdzie... I przede wszystkim być sobą. 


Co do życzeń - ciężko wymyślać co roku coś nowego, coś osobistego, coś gdzie widać, że wkłada się w to serce, by osoby, którym chce się je składać, odczuły, że to tylko słowa dla nich. Chciałabym po prostu, by wszystkim ten rok przyniósł radość, odrobinę ciepła, szczęście, mniejsze problemy, bez których niestety w świecie nie da się obyć, spełnienie marzeń i właściwie wszystko, co najlepsze ;)


Szczęśliwego Nowego Roku 2014!!! :) :) :)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Dziecko jesieni...


"Wherever you are, I never say goodbye
Wherever you are, I always make you smile
Wherever you are, I'm always by your side
Whatever you say, kimi wo omou kimochi
I promise you "forever" right now
Wherever you are, I never make you cry
Whatever you say, kimi wo omou kimochi
I promise you "forever" right now"



     Jak łatwo jest czuć smutek? Jak trudno jest go zwalczyć? Jak problematyczne bywa znalezienie odrobiny radości? Zależy od okoliczności. Zależy, kogo to dotyczy. Zależy od bardzo wielu rzeczy. Można tylko zamknąć oczy, nie szukać odpowiedzi na te pytania. Można się poddać, można być egzystencją... 

     Szare, czarne, wyblakłe barwy, kojarzące się z smutkiem. Nagie, martwe drzewa, które wiatr pozbawił liści. Czasem parę kropel spadających z chmur na ziemię, jakby ktoś nad nią płakał. A niedawno świat był kompletnie inny. Czerwień i zieleń witała go na dzień dobry, złoto zapraszało na uczte. Było kolorowo, radośnie. Wszystko jednak bywa ulotne. Jesień - ten okres się z nią wiążę.  Prawie nikt nie zwraca na nią uwagi. Tak jakby nie była jej warta. Tak jakby chciano ją najszybciej pożegnać. Ciągły pośpiech, ucieczka przed zimnem, brak momementu, by zatrzymać się i pozwolić ciału nieco zmarznąć. No tak - raczej nikt nie lubi chłodu. Nikt tym samym nie pozwolił się jesieni właściwie przywitać, nie dał się z sobą zaprzyjaźnić. Nie zobaczył jej uroku..

      Ławka gdzieś w środku parku, tego, który wcale nie istniał, tak jak i sama ławka nie istniała. Panowała tam późna jesień, gdzie być może jeszcze dało się spotkać pojedyncze kupki zbrązowiałych już liści. Wiatr dawał o sobie znać, a dzień nie był deszczowy. Zapewne było chłodno. I w tym miejscu jedna rzecz, a właściwie istota rzeczywista. Dziewczyna. Nastolatka. Zajmowała ławkę jak zresztą zwykle siedząc. Ubrana tylko w jeansy i bluzę. Tutaj nie odczuwała tego rzeczywistego chłodu, a więc i nie potrzebowała niczego więcej. Jej samotnia. To właśnie tu była. W swoim własnym, małym prywatnym świecie. Wpatrywała się w odległy punkt, kolejny stworzony w własnej głowie, swoją wyobraźnią. Placyk zabaw. Bardzo podobny do rzeczywistego, na którym spędzała mnóstwo czasu w dzieciństwie. Tutaj pusty, cichy, bez jakiejkolwiek żywej duszy poza nią. Chyba, że o kimś myślała i przez chwilę sięgała pamięcią do wspomnień, by pomyśleć, że ta osoba znów znajduje się blisko. Wtedy mogła wyobrazić sobie scenę z tą osobą, która jednak i tak dalej nie stałaby się prawdziwa. Do własnego mózgu wstęp miała wyłącznie ona. Nastolatka uśmiechnęła się szczerze do przestrzeni. Był jej dzień, czy raczej już parę godzin po nim.

        Dzień, w którym się urodziła. Każdy taki ma. Na chwilę zamknęła oczy i już nie byłą sama w swoim miejscu. Nithryu. Jej wierny przyjaciel, właściwie cząstka jej samej, którą na chwilę od siebie oddzieliła by coś przemyśleć..Dajmon. Nithryu - niebieski wilk, przyglądał się blondynce.. I zaraz usłyszała pierwsze jego słowa w swej głowie:

- I chyba było lepiej niż myślałaś, że dziś będzie, co nie Aven?
- Owszem, nie było tak źle.. A jednak przecież jedna rzecz, której się spodziewałam, nastąpiła. Może nieco inne ku temu były okoliczności, ale jednak
- I sądzisz, że te łzy były złe? - zapytał.
- Nie. Nie były łzami, które świadczyły o tym, że nie było, jak chciałam... Po prostu ... nie spodziewałam się czegoś...
- Tej rozmowy?
- Dokładnie. To nie tak, że zapomniałam o nim. Nie potrafię zapomnieć. Po prostu sądziłam, że to on zapomniał o mnie. Minęły chyba 2 lata? 
- A Ty nadal pamiętasz. Ty idiotko.
- To się nazywa wierność, lojalność i pewnego rodzaju miłość Nith - zaśmiała się.
- I co się śmiejesz? Kompletnie Cię nie rozumiem dziś.
- Ja siebie też nie. Nie pierwszy, nie ostatni raz. Jeszcze wiele takich przede mną. Rockie.. zrobił mi najlepszy prezent urodzinowy, jaki mógł mi dać. Przynajmniej na taką odległość. 
- Jesteś głupia.
- Wiem. Zaraz dodasz naiwna i jeszcze wiele epitetów, czyż nie? - pokazała mu język
- Wrrr pogryzę Cię . 
- Życzę szczęścia .
- Nie tylko jemu coś zawdzięczam. Uśmiech nie schodził mi z ust. To zasługa wielu ludzi, a jednak nie chciałam z nimi spędzić tego dnia, chciałam pozostać sama, gdy nie mogłam liczyć na sam dobrze wiesz co... Nadzieja umiera ostatnia. - dodała po chwili.
- Wiem, nie musisz wypowiadać mi swoich myśli na głos. I dobrze, że tak wyszło. Mówiłem Ci wczoraj, to jest twój dzień.. Powinnaś się uśmiechać, a nie myślić o tym co wkurzające, irytujące, dobijające, czy jeszcze inne określenie będące synonimem twojego problemu. Powinnaś była się śmiać, co też robiłaś. Lecz może rzeczywiście lepiej, że nie próbowałaś czegoś usypiać. Wywołałaś swą radość bardziej naturalnie. No dobrze. Znasz mnie - nie mogę usiedzieć w jednym miejscu. Goń mnie - uśmiechnął się do niej, dotknął jej pyszczkiem, zaśmiał się i zaczął uciekać. 

       I ona nie chciała więcej już nic mówić. To wystarczyło, a perspektywa gonitwy z Nithryu wydawała jej się genialnym pomysłem. W tym miejscu jej wyobraźnia była bardziej aktywna. Już po chwili nie była stworzeniem stojącym na dwóch ludzkich nogach, a zamiast niej na ziemi była wilczyca. Wilczyca o długiej białej sierści, mierząca trochę mniej od samego uciekającego. W tej postaci zaczęła go gonić. Wszystko dla zdrowia. Dla zabawy. Dla samego uczucia radości, po wieczność. Dla jej bycia wolnym i zasady:"Let me be myself - Pozwól mi być sobą". 
Po jakimś czasie takiej wzajemnej gonitwy Nithryu sie zmęczył, a ona znów była w postaci ludzkiej. Zerknęła na wilka, który położył się, by odpocząć. A ona przywowała wspomnieniem, trochę liści obok siebie, by zaraz złapać je w ręce, podrzucać w powietrze i wykonywać obroty.. Jednocześnie się śmiała.. Była dzieckiem jesieni.. Ewidentnie dostrzegającym jej piękno.. I jak zwykle w tej kruchej dziewczynie gościł smutek, tak teraz się cieszyła. I to było najważniejsze.



*****

Fikcja, czymś czym najlepiej czasem oddaję swoje uczucia. 
Urodziny za które m.in dziękuje mamie, z którą siedziałam w domu, WRO, Plaży, Rockiemu, Siostrzyczce za to, że dzięki Wam w ten dzień mimo założeń jednak bardziej się śmiałam, niż zajmowałam płaczem ... Dziękuje..<3 <3 <3 <3

I oczywiście dziękuje tym od których dostałam życzenia ... 
7.12 dzień bez imprezy, "w samotności" uznaje za udany... :)

piątek, 21 listopada 2014

Oczami Aven 5. - Wizja, Smutek, Tęsknota...


"Nie płacz za mną, jeśli kiedyś nie wrócę,
Nie odbiorę telefonu i wszystko rzucę.
Pozostanie po mnie tylko to
Co przywołasz z pamięci bezsenną nocą.
Nie płacz za mną, jeśli kiedyś nie wrócę,
Nie odbiorę telefonu i wszystko rzucę
Pozostanie po mnie tylko to
Co przywołasz z pamięci bezsenną nocą.

Jeśli nie wrócę, nie wiem czy to błąd
Pójdę przed siebie daleko skąd
Gdy po kilku dniach opadną emocje
Ty zatęsknisz za tym by się przytulić do mnie
Będziesz się zastanawiać gdzie jestem i z kim
I czy to przeminie, jak na wietrze dym
Nie odnajdziesz się, póki ja się nie odnajdę
Daję Ci sto procent, że tak będzie właśnie
Wczoraj najważniejszy, dzisiaj nieistotny
Nie zazna spokoju ten kto jest samotny
Czasem patrzę w okno i wszystko jest szare
Nie płacz za mną, bo ja nie płaczę
Nie jesteśmy razem i już nie będziemy
Modlę się byśmy się na ulicy nie minęli
Kiedy każdy powrót wspomnień boli
Czemu to co dobre, zawsze musi się spierdolić." 
Verba, Nie płacz za mną

         Robiła obchód stada jak zazwyczaj, codziennie. Takie było jej zadanie. W końcu nazywała się obrońcą pary alpha. a tym samym czuła odpowiedzialność za bezpieczeństwo każdego w nim, jak i terenu, który zamieszkiwali. Nikr, kto miał złe zamiary, nie mógł go przekroczyć. I chociaż właściwie wszyscy rozeszli się w swoje strony z pół roku wstecz, a polana była pusta, tak ona nie opuściła tego miejsca.

        Nie potrafiła podążyć za innymi. Przywiązała się do każdego kawałka ich ziemi. Do każdego skrawku. To miejsce dość szybko "pokazało" jej jakim uczuciem jest ciepło, przyjaźń, wierność, zaufanie, miłość. Jak wyglądają więzi. Stało się jej domem, a wilcze stado, jego mieszkańcy, jej rodziną. Byli całością i chociaż nie każdego dobrze znała, tak w geście tego, co dla niej każdy pomniejszy członek stada był wart, była gotowa oddać za niego życie. W końcy, ile jej życie miałoby być warte, jeśli po prostu wystawiłaby się na potrzeby rodziny? To oni pierwsi, a nie nikt inny troszczył się o nią tak, że wyraźnie to odczuwała.

           Bolało, gdy po prostu ją tu zostawili, ale rozumiała ich decyzję. Przestali czuć to samo, co ona względem samych siebie. I wręcz uważali, że to miejsce ich ogranicza. Pewnie parę osobników zwyczajnie znudziło spędzanie każdego dnia na tym samym terenie i chcieli poznać coś nowego. Pewnie było też wiele innych powodów. Acz Aven miała wiarę. Wierzyła, że któregoś dnia wszyscy wrócą, a tym samym będzie jak dawniej. Stąd też najlepiej by zastali dom takim, jakim go opuścili, a nie będą się zastanawiać, jaki kataklizm miał tam miejsce, czy też zastaną nieznajome sobie istoty, które stwierdzą, że skoro nikt tu nie mieszka, to mogą bezkarnie sami zająć tereny. Stwierdziła, że nie pozwoli im na to, pomijając, że tak czy inaczej by stąd nie odeszła. Tu kłębiło się wiele wspomnień i jej najlepsze uczucia w życiu. Gdyby to miejsce i przeszłość zostawiła za sobą, zerwałaby z nimi więź na zawsze. Nie. Nie chciała tego zdecydowanie.

           Obchód polegał na przebięgnięciu się dookoła terenu i dokładne wypatrywanie zagrożeń. Lubiła to, w końcu jak każdy w stadzie kochała ruch, a to zajęcie głównie na tym polegało, by być szybkim i jednocześnie uważnym. I właśnie kończyła swój przebieg dookoła terenu, gdy to zobaczyła.

         Zawyła. Widziała ciała. Byli wszyscy, których mogła wypowiedzieć po imionach: Athen, Rockie, Rayan, Avril, Devyline, Akasha, Uzuranami, Venus, Jetrel, Hazz, Elektrika, Altazar, Oebhe, Shellney, Shashile, Lyarx, Arjuna, Zenith, Desmond, Serpens, Thara, Cermi, Reine, Klair między innymi, jak i wiele wilków, które kojarzyła po twarzach. Wszyscy martwi, we krwi, jakby to się stało niedawno. Ale przecież dopiero, co miała patrol, a śladów ich obecności nie wyczuwała, nic z tego, żeby tu wrócili. Ale to nie była iluzja. Wiedziała to, znała się na tym. Nie rozumiała. Jak to się mogło stać?! PRzecież po to właśnie tu została... By bronić. By nie stało się nic złego. Wyglądalo na to, że zawiodła, a jej funkcja przydzielona po ustaleniach z alphą od początku była śmieszna. Nie była w stanie ich obronić. Nie była w stanie użyć swoich umiejętności.

             "To twoja wina..." sumienie podpowiadało jej w myślach. Chciała sie ruszyć, uciec z tego strasznego miejsca i następnego dnia wrócić, by okazało się, że to nieprawda. A najlepiej by okazało się, że to tylko sen. Jednak sparaliżowało ją, a z jej pyska echem wiatru rozlegało się wyłącznie wycie, natomiast z oczu zaczęły jej lecieć łzy...

***

            To wszystko fikcja. Wizja, która z nikąd nawiedziła mą głowę w tym roku. Byłam na spacerze w parku i rozmyślałam, jak zresztą zawsze. W końcu jak to juz wspominałam, mój park nocą najlepiej nadaje się do przemyśleń. Akurat tamtego dnia miałam nawet dobry humor. Tylko sobie trochę wspominałam, choć pewne fakty z tamtej przeszłości i tak się już zatarły. Ci ludzie... choć tutaj wymieniłam ich po nickach z rpg, które pisaliśmy wspólnie, kiedyś byli i odeszli. Kiedyś nazywałam ich przyjaciółmi. Teraz nie wiem, jak ich nazwać, przynajmniej częściowo, bo kilku nadal nimi nazywam. Wiem, że dalej gdzieś tam w głębi myślę, czy wszystko u nich w porządku, a tych, z którymi mogę mieć jeszcze jakiś kontakt, czasem o to zapytam, choć zdaje sobie sprawę, że teraz, gdy kontakt właściwie wyblakł, mogą pisać mi coś dla świętego spokoju. 

              Myślę, że gdyby zapytać ich, jaką pamiętają mnie z wtedy, to usłyszałabym coś w stylu : "Wiecznie rozmyślałaś i często chodziłaś smutna". Chociaż oczywiście pamiętam sama, że były też takie czasy, gdy ogólnie jako postać coś takiego jak smutek u mnie nie istniało, bo w końcu przy nich czułam się dobrze. Ta wizja nawet w realnym świecie mnie sparaliżowała i przeraziła. Niby była tam ukazana tylko śmierć postaci, a jednak poczułam ból, uświadamiając sobie po raz kolejny, jak czasem za nimi tęsknię. Byli ludźmi poprawiającymi mi nastrój w chwilach, gdy naprawdę byłam na skraju. Nie musieli zawsze tego wiedzieć, ale dawali mi oparcie. Opowiedziałam o wizji jednej osobie niezwiązanej z tamtym światem oraz realnej Athen na początku, a jednak żadne z nich mi nic nie odpisało. I w sumie wcale się nie dziwię. Jak się teraz mam zastanowić - sama nie byłabym w stanie nikomu w takiej sytuacji coś odpowiedzieć. Patrząc na przeszłość myślę, że niewiele się zmieniłam... Przynajmniej pod tym jednym względem. Dalej dosyć często czuję smutek... Acz wygląda to inaczej.

             Dlaczego w życiu jest tak, że poznajemy osoby, które potem odchodzą? Zresztą w ogóle, dlaczego niektórym tak łatwo przychodzi po prostu wymazanie drugiej osoby z życia? A gdzie miejsce na te chwile, gdy wspólnie razem się śmiali i dobrze czuli we własnym towarzystwie..? To takie kolejne myśli kłębiące się w mej chorej, nienormalnej głowie. Czasem doprowadzam niektórych do szału, gdy nie mogą zrozumieć, co właściwie mam na myśli, ale nie poradzę nic na to, że mój mózg i osoba tworząc wspólną całość są skomplikowane. Ile osób tak odeszło z mego życia bez słowa? Jedna? Dwie? Znacznie więcej. Nie podali powodu. Dla większości nic nie znaczyłam, ale w drugą stronę przecież było przeciwnie. Dla mnie byli ważni. Ich problemy. Ich nadzieje. Ich smutki i radości. Chciałam, by tylko wiodło im się dobrze. I co z tego, że pozostał mi kontakt w znajomych na facebook'u, gdy napisze, a po drugiej stronie nie zobaczę reakcji? Nie kasuję ich, bo po prostu wspomnienia nie pozwalają mi tego uczynić. Przywiązanie - dla mnie to coś, czego tak prosto nie da się zerwać. To smutne. To boli. 

             Teraz siedzę we własnym łóżku i czuję pustkę... Tak okropną, że zastanawiam się, czy przypadkiem gdzieś w głębi mnie nie stworzyła się studnia, gdzie niedługo po prostu ma osobowość, uczucia zatoną, a ja stanę się na zewnątrz kimś, kto będzie udawał, a tak naprawdę będzie pustą skorupą, a nie człowiekiem. Myśle o tym nie pierwszy raz. To nie fair względem kogoś, kto się o Ciebie martwił, dalej martwi, nie podać powodu i zniknąć bez jakiegokolwiek znaku życia skierowanym bezpośrednio do Ciebie... Nie fair... Ale przecież Ciebie to nie obchodzi? I nie tylko Ciebie... W dzisiejszych czasach ludzie po prostu nie przejmują się nikim w większości przypadków.. A ja tego nie potrafię. Gdy ktoś stanie się dla mnie ważny, zawsze będę o nim pamiętać.

             Patrzę w okno, wiedząc, że niedługo znów będzie moment, gdzie będę się przez chwilę szczerze uśmiechać, ale to nie znaczy, że uczucie pustki zniknie. Na chwilę się schowa. Bo przecież jednej osoby nie zastąpi żadna inna. To niemożliwe. Nie ma dwóch identycznych osób...Przez to okno mogę dostrzec kawałek czarnego nieba w tejże chwili. Jednak nie widzę teraz gwiazd.Schowały się przede mną, ale i tak w myślach puszczam życzenie: "Odezwij się do mnie...", myśląc, że ono raczej i tak się nie spełni...

              Tęsknota... ten ból, gdy coś istotnego, ważnego się traci, a mówi się, że kiedyś znowu wstanie słońce witając kolejny dzień....

poniedziałek, 13 października 2014

Wakacje 2014 - Podsumowanie - 16 maja-30 września



          Jest tak że czas pędzi do przodu, biegnie i nawet nie pomyśli, by się zatrzymać. Nie zatrzyma się nawet na ułamek sekundy. I to tej pięknej, tej miłej, tej dobrze spędzonej sekundy. Jest tak, mimo że ludzie nieraz chcą zupełnie czego innego... Zatrzymać się w miejscu... Najlepiej z tą bliską, tą ukochaną osobą przy boku lub przyjaciółmi...

           Wakacje 2014, 16 maj-30 sierpnia. Najdłuższe wakacje mego życia. Były dziwne. Inne. Ale przez to jakby nie patrzeć uznaje je za najlepsze w mym życiu. Nic w związku z tym, że skończyłam je chora. Nic, bo to ile się w nie wydarzyło, sprawia, że nie żałuję.

           Jak się zaczęły? Leniwym weekendem(16.05-18.05) spędzonym w Krakowie u kogoś, kto dalej jest dla mnie ważny. Leniwym, bo nie chciało wcale wychodzić mi się z łóżka. Chciało mi się spać, lub tylko leżeć, tak beztrosko, bez myśli o czymkolwiek stresującym i złym... Nawet teraz wiem, że wtedy naszej dwójce było to potrzebne. Oboje byliśmy zmęczeni i potrzebowaliśmy odpocząć. Tamten weekend był dosyć miły, choć przyniósł ze sobą pewne obawy, pewne lęki, które wpłynęły na mnie później...

           Reszta maja i czerwiec minęła właściwie na kilku rzeczach w moim kochanym mieście, w Warszawie. Na niecierpliwym oczekiwaniu i tęsknocie. Na nerwach połączonym z niezbyt ciekawym humorem i zachowaniem. Na przejażdżkach rowerowych i dyskusjach z Jolą <3. Na pracy, którą wspólnie wykonywałam z Ciszkiem i Kasią. Na opiekowaniu się synem siostry, którego uwielbiam. Na rp, smsowaniu i wymianie poglądów z kumplem ze świata rp, co nawet w tamtym czasie było dosyć pomocne. Mimo wszystko nie było tak źle. No może poza kwestią oczekiwania i nerwów. Z początku czerwca czekałam na decyzję, czy zostanę pierwszy raz helperem na Animatsuri, czy moje zgłoszenie zostanie odrzucone. Bardzo tego chciałam, bo wyjątkowo nie chciałam wydawać kasy na konwent. Zresztą sama świadomość, kogo mam spotkać tam, robiła swoje. I moje obawy siedzące w głębi mnie. Bardzo się ucieszyłam, gdy mnie przyjęli. Nie mogłam się doczekać lipca.

         W pierwszych dniach lipca pomagałam siostrze coraz bardziej denerwując się zbliżającym konwentem. 6 byłam na szkoleniu wolontariackim stadionowym, co też wpisało mnie w stały poczet wolontariuszy Stadionu Narodowego. A potem minął tydzień.. i był wyczekiwany przeze mnie dzień... Uśmiechałam się, chociaż i denerwowałam. Te obawy siedzące w głębi mnie wpływały na mnie. A jednak mimo pewnej rzeczy konwent był dosyć super.. Nie sądziłam, że sprzątanie może sprawić tyle frajdy, a tam sprzątając się śmiałam wśród super nowo poznanych ludzi.. :) Czejen, Uchi, Miś, Sunako, Yuu - te osoby najbardziej utkwiły z tamtego weekendu w pamięci. A jednak potem przez resztę lipca tak nagle przestałam chcieć widzieć się z ludźmi, spędzać z nimi czas.. Chciałam pobyć sama, myśleć i jednocześnie wcale nie myśleć.. Może po części zamknąć się w klatce gdzieś daleko od wszystkiego i wszystkich..I w sumie to nawet się udało. Lecz i było parę rzeczy, które zmieniło to nastawienie.. i w sumie dobrze. Po pierwsze syn siostry, dwulatek, opieka nad nim sprawiała mi frajdę.. Wtedy nie myślałam, tak jak chciałam o niczym, prócz odpowiedzialności nad nim. Bawiłam się jak małe dziecko na placach czy salach zabaw w kulkach. Po drugie te wszystkie osoby z którymi można było popisać. W końcu dałam się namówić na sierpniowe helperowanie na Niuconie xd ... Pod koniec lipca się już znowu uśmiechałam, nie spotykając jednak dalej z nikim.. A 30.07 poszłam na wolontariat stadionowy, dzięki któremu oglądałam prelekcje filmu "Miasto 44 " na ok 2 miesiące przed tym jak ono miało wejść do kin.. Co jeszcze w lipcu? XD Intensywnie zaczęłam oglądać SAO ... W końcu wyszła nowa seria, nie mogłam jej odpuścić.

       I nastał sierpień... Miesiąc, który był super. :) Najpierw wyprawa do Wrocławia z racji Niuconu. Dłuższy weekend spędzony m.in z Czejenem, Uchi, innymi helperami, bratem oraz chwilowo z kilkoma osobami z rp. Poza moim zachowaniem w ramach helperowania było super.. Dobrze się tam bawiłam i żałowałam, że muszę wyjeżdzać. A ostatniego dnia konwentu poznałam Rissa. Lecz dopiero od poniedziałku właściwie zaczęliśmy się poznawać. I tak potem po kilku rozmowach stwierdziłam, że posiadam klona z jedyną różnicą - jest on innej płci xD. Dosyć dobrze mi się z nim pisało, cały czas się uśmiechałam. W kolejny weekend po Niu było B6, które minęło jakoś. Nie było źle, ale do super też trochę brakowało. Nie żałuję wyjazdu, bo widziałam się z dziewczynami, ale też i podczas B6 zrozumiałam też, jak wolę spędzać czas na konwentach.. Po powrocie z B6 obchodziłyśmy urodziny Olgi.. A potem już później było intensywne przygotowywanie się na kolejny wyjazd.. dopiero wrześniowy, ale że zaczynał się 1 września i był za granicą w ciepłym miejscu, tak jednak parę rzeczy trzeba było załatwić. Oczywiście jednocześnie pisałam codziennie z swoim klonem, bo to jakoś podnosiło na duchu. Zresztą stał się bardzo szybko dla mnie kimś bliskim... W tygodniu przed wyjazdem nawet miałam jego jednodniowe odwiedziny... Dzień spędzony kompletnie inaczej niż z kimkolwiek, bowiem mógł on zobaczyć, jak zamieniam się rzekomo w "12-latkę", która bawi się w piaskownicy, by sprawić frajdę siostrzeńcowi.. Zaskoczył mnie tym, że nie przeszkadzało mu, że wtedy mieliśmy się nim opiekować.. I po prostu był to cudowny dzień.. A parę dni po nim i na 2 dni przed wyjazdem mogłam pomóc na Rozpoczęciu Mistrzostw Świata w Siatkówce Mężczyzn. Niby fanką siatkówki nie jestem, ale wydarzenie mi się podobało, jak i kibicowanie naszym.. Którzy jak potem wynikło pod koniec wakacji.. wygrali cały turniej :))

         I w końcu wrzesień.. i od razu 1.09 rozpoczęła się przygoda zwana Obóz Zerowy SGGW 2014, która trwała do 11. Nie żałuję, że tam pojechałam. Poznałam trochę ludzi, z którymi na pewno można fajnie spędzić imprezę, czy potańczyć.. to drugie w sumie dla mnie ciekawsze. Tam na obozie nadrobiłam swoją tęsknotę za atmosferą klubów, w którym wcześniej byłam ostatni raz przed obozem mając lat 16.. Tak więc nadrobiłam ją i wytańczyłam się. Jednak miałam pewnego rodzaju postanowienie, ale ono mi niezbyt wyszło.. Cóż - gdy człowiek się przywiązuje, to tak wychodzi.. W Bułgarii mimo postanowienia spędzałam trochę czasu przy użyciu internetu, którego tam niby dla siebie mieć nie miałam.. Po powrocie.. nadal nie spotykałam się za bardzo z nikim z Warszawy mimo że już nie chciałam wcale uciekać od spotkań. Po prostu dni były zajęte. No i w sumie od 7 września, jeszcze od obozu ciągle kaszlałam i bolało mnie gardło. Nie chciałam ich zarazić, choć jakoś nie przeszkadzał mi mój stan, by pomagać siostrze..Chyba to też z tego powodu, że przed ostatnim planowanym wakacyjnym wyjazdem chciałam trochę na niego dorobić..  Może w okresie tamtym z kilka razy spotkałam się z Jolą lub Beatą, ale wyłącznie z nimi.. I pod sam koniec wreszcie ostatni wakacyjny wyjazd.. Dokładnie 24.09 trafiłam do Wrocławia zostając odebrana przez Rissa, który tego dnia spełnił moje marzenie, które istniało od dawna. Pojechał ze mną do Yu, którego nie widziałam dosyć długo, a ostatniego naszego spotkania do miłych raczej zaliczyć nie można było.. Wreszcie miałam okazję zobaczyć Bolesławiec, o którym tyle czytałam i słyszałam z ust dawno nie widzianego przyjaciela... Spędziliśmy w trójkę miło w nim czas, nawet mimo że ewidentnie źle się czułam i chłopcy się o mnie martwili. Nie wracałam tego samego dnia do domu, lecz zostałam do następnego dnia we Wrocku.. Kolejnego dnia większość czasu spędziłam z Rissem, a pod wieczór spotkaliśmy się też z Czejenem. Był to kolejny fajny dzień, choć niestety dalej z wkurzającym mnie bólem gardła.. I tak minął kolejny weekend i tym samym wyjazd który uznałam za końcówkę wakacji.. Wyjeżdżałam stamtąd z uśmiechem, ale i żalem, że wracam.. No bo w końcu jak z kimś dobrze spędza się czas, to nigdy nie chcę się go zostawiać, gdzieś z dala od siebie.. Tak wróciłam do Warszawy przygotowując się już na początek roku akademickiego, dalej chora..

      Jest jeszcze jedna rzecz, która się działa w wakacje.. Oczywiście pisałam z siostrzyczką :) <3. W ten oto sposób wakacje były ciekawe.. Ciąglę się coś działo.. :) Nawet nie miałam czasu na nudę.. Nie żałuję też wakacyjnej trasy podróży. Była akurat, szkoda tylko, że paru miejsc tam zabrakło, że nie spełniłam po raz kolejny postanowienia, żeby zobaczyć na oczy pewne ważne dla mnie osoby ze świata rp, ważne, bo są mym wsparciem.. Widziałam tylko kilka takich osób, ale stanowczo za mało jeśli patrzeć na to szczerze.. Mam jednak nadzieję, że własne plany po raz kolejne zmienione i zepsute tym samym przez siebie, teraz przy najbliższej okazji w końcu dojdą do skutku. Przecież tylu ludzi jeszcze trzeba w Polsce odwiedzić ^^

      Kraków - Warszawa - Wrocław - Warszawa - Kraków - Warszawa - Bułgaria/Złote Piaski - Warszawa - Wrocław - Bolesławiec - Wrocław - Warszawa... najlepsze wakacje kiedykolwiek - Dziękuję wszystkim, których w nie widziałam, choć o niektórych w ogóle nie wspomniałam. <3 <3

poniedziałek, 28 lipca 2014

Oczami Aven cz.4

              Noc. Kolejna do kolekcji. Jakbym nie mogła dla odmiany napisać coś w dzień i wręcz opisać jak świat wtedy wygląda... Niby mogę. Niby nie jest wcale tak, że tylko nocą nachodzą mnie refleksje. Nieraz wręcz dopada mnie coś zaraz. gdy wstanę i potrafię snuć nad takim problemem rozważania więcej niż do wieczora, więcej niż jeden dzień... I próbuję rozważyć taki problem z każdej możliwej perspektywy, jakbym nie była tylko sobą, a próbowała myśleć jak inni. Cóż - mimo wszystko tu piszę w noc. Czemu? Chyba kwestia przyzwyczajenia. Tego, że wiem, że teraz to już nic mi nie przerwie. Wszelkie obowiązki, czy też plan dnia w większym lub mniejszym stopniu zaliczony.

              Ta nie różni się od każdej innej. Nie mniej jest pięknie. Chociaż jakoś jak na tą godzinę porównując kilka ostatnich nocy, wydaje mi się, że jest ciemniej, ale to też w kwestii piękna nic nie zmienia. Za oknem, jak się wyjdzie na dwór, widać gwiazdy. Ale ja tym razem leże na łóżku. Właściwie pisząc, zawsze tu leże, a że czasem pisząc odwołuję się do innej chwili to wychodzi na coś innego. Dziś mam kolejny dzień rozmyślania.

               Mam niecałe 19 lat. Mam dowód i tym samym informację dla wszystkich, że jestem "dorosła". Nawet ostatnio dostałam się na studia, co też niby świadczy o dorosłości..Ale czy na pewno? Czym jest dorosłość? Czy to tylko kawałkiem plastiku z napisem "Dowód osobisty" i potwierdzonym wiekiem 18 lat? Czy np. u mężczyzn jest to umowny wiek 21 lat, a u kobiet właśnie 18? A może w chwili, gdy nagle człowiek zaczyna imprezować, upijać się do nieprzytomności, palić papierosy, czy inne szkodliwe substancje dla organizmu, jak to myśli duża część nieletniej młodzieży, pokazuję światu swoją dorosłość? Dla wielu ludzi to właśnie są odpowiedzi na te pytania, dla wielu też to niedojrzałe spojrzenie na tę sprawę, spojrzenie gimnazjalnej młodzieży. Dla tych drugich nieraz dorosły człowiek kojarzy się z kimś, kto przestaję podejmować się tak zwanych "dziecinnych zabaw". Dziecinne zabawy... Pod tym określeniem tak wiele można ukryć. Tak wiele, bo każdy patrzy na to inaczej. Dla tych co tak myślą nieraz ma to się z tym, by przestać się wygłupiać, być wyłącznie poważnym, nie pozwolić sobie na oderwanie od rzeczywistości, na opowiadanie niestworzonych historii tak dla frajdy. Dla takich osób najlepiej zająć się codziennością. Dla oderwania pójść na imprezy, ewentualnie do kina, czy na piwo ze znajomymi.
Co najśmieszniejsze - jak tak myślę nad tym wszystkim.. tak się nie da.. no ale o tym później.

                 Ja mam własną definicję dorosłości. Jak dla mnie człowiek dorosły to nie osoba pełnoletnia z plastikem dokumentującym ten fakt, lecz ktoś odpowiedzialny za swoje postanowienia, czyny i zobowiązania. Ktoś świadomy podejmowania decyzji, a później konsekwentnie działający wedle niej właśnie. To ktoś, kto nieraz odpuści sobie coś, co mu nagle przyszło do głowy, bo przypomni sobie, że już wcześniej coś komuś obiecał. To ktoś, kto owych obietnic dotrzymuję, chyba, że są one niemożliwe do spełnienia. To jest też człowiek, który sam na własnym karku ma swoje życie, zarabia na siebie, utrzymuję się i ewentualną rodzinę, którą może mieć, ale nie musi. A jeśli już ją ma, to najlepiej by wykonywał względem niej obowiązki, dbając by nic nikomu w niej nie zabrakło. Człowiek dorosły jednak nie jest człowiekiem, który całkowicie rezygnuję z zabawy, który mówi, że nie będzie robił, czegoś, co lubi, bo to "jest zbyt niedojrzałe i dziecinne". Człowiek dorosły jeśli taka rzecz nie narusza w żaden sposób jego, ani niczyjego bezpieczeństwa, a i w tym czasie nie ma nic ważnego na głowie, wręcz z wielką chęcią nieraz się pobawi, czy też pobędzie dzieckiem.. Od tak dla rozluźnienia.. Od tak dla pokazania, że czasem i luz jest potrzebny... Oczywiście jeśli nie narusza to jego godności, co też brzmi śmiesznie, ale się zdarza.... Bo niektórzy przecież są taak bardzo poważni. Może starsi ludzie tak. Ale nie tylko starsi ludzie są "dorośli". 

                 A jak jest ze mną? Jestem nieco dorosła, ale nikomu nie zaprzeczę też, że jestem dzieckiem i chcę nim być, ile się da, jak najdłużej, lecz nie tracić dorosłego podejścia do pewnych spraw. Wbrew pozorom dzieci - bycie dorosłym nie jest fajne. Ściąga na człowieka wiele problemów, wiele decyzji do podjęcia, które nieraz mają też i wpływ na dalsze życie. Jest trudne. To wszystko w sumie powtarzają nam nauczyciele w szkołach, czy też inni ludzie, a my i tak nieraz wiemy lepiej... Bo przecież najlepszym zdaniem jest własne -.- .  Ja chcę pozostać dzieckiem, bo to daje wiele możliwości na rozluźnienie. Na przykład rozmowa z  dziesięciolatkiem - jak można się dzięki niej uśmiechnąć. Jak zajmowanie się 2 latkiem i to jeszcze na zasadzie ganiania się z nim... też może dobrze poprawić humor, Jak zwykłe oderwanie się od rzeczywistości i wkroczenie do świata pisanego, tworzenie własnej fikcji, nieraz lepszej od ponurej rzeczywistości, też pozwala człowiekowi sobie pomóc.. I może zabawa na powietrzu z wyimaginowaną rzeczywistością z samym sobą, bo nie ma się do tego wspólników, nie jest zbytnio dojrzałe, czy dorosłe, ale jeśli dzięki temu mam poczuć się lepiej, to dlaczego mam sugerować się tym, że ktoś zwrócił mi na aspekty tej zabawy uwagę i poczynił aluzję do mego wieku? Moje życie, mój wybór. 

                  Prawdę powiedziawszy.... Chyba nikt nie jest do końca dorosły docelowo... O ile oczywiście rozwija się dobrze. Nie jest... każdego nachodzą chwilę, gdy uczyni coś nie tak..gdy zachowa się gorzej niż niejeden nastolatek siedzący w ławce i zakuwający np. matmę, bo mu nauczycielka z gimnazjum kazała. Ludzie popełniają błędy. Ludzie potem też za nie pokutują.. a wiecie, co najważniejsze jest chyba w chwilach bycia osobą dorosłą? By dojrzale zachowywać się w chwilach potrzebnych. By zawsze być do tego gotowym. Bo można się bawić. Można i to na mnóstwo sposób, ale gdy wymaga sytuacja, należy umieć to przerwać.. i zachować się odpowiednio do sytuacji... Wystarczy tych słówek na dziś . Znikam :)

piątek, 18 lipca 2014

Oczami Aven cz.3

             Strach, lęki. Każdy jakieś ma. Nie znam wyjątku od tej reguły. Ja boję się wielu rzeczy, lecz nie wszystko tak dokładnie po mnie widać.

             Boję się ludzi, nie akceptacji z ich strony. Niektórzy takim problemem kompletnie się nie przejmują. Nie akceptujesz mnie - twój problem - ja idę dalej. Tak wychodzi przynajmniej, gdy spoglądam na innych. Dla mnie ona bywa straszna. Idę gdzieś i zaraz mam przemyślenia, czy też z kimś się dogadam, czy nie. A jednak mimo tego ciągnie mnie do wydarzeń, gdzie jest sporo ludzi. To taka sprzeczność. Mimo to przyzwyczaiłam się do sprzeczności we mnie. W każdym bądź razie poprzez uczestniczenie w wydarzeniach próbuję lęk zwalczyć. Nie do końca mi to wychodzi - raz jest dobrze, raz wręcz przeciwnie. Wszystko zależy chyba, czy mój mózg "ma dziś dobry, czy zły dzień".

             Czego jeszcze się boję? Trochę owadów, ale tu też nie jakoś szczególnie.. Bowiem nie wrzeszczę jak opętana, gdy zobaczę, że w pokoju lata mi np. mnóstwo nie wiadomo jakich latających małych stworzeń. Nie krzyczę, nie piszczę, nie wydaję żadnych odgłosów. Patrzę się natomiast na nie i czasem mnie paraliżuję tak, że nie jestem w stanie przez jakiś czas się ruszyć, a czasem zwyczajnie to zabijam. Są też chwilę, gdy po prostu ignoruję owe latające coś.. lub mijam je obok.. Takie niezdecydowanie . Cóż - bywa.

             Czymś strasznym jest dla mnie też i to, gdy widzę, jak z bliskich mi osób ktoś płaczę. Nie lubię tego, nie lubię patrzeć jak bliscy cierpią i staram się im wtedy pomóc. Staram się, ale czy zawsze można? Coś o tym wiem. Są rzeczy, na które zwyczajnie nie ma się wpływu, bo świat jest tak beznadziejnie skonstruowany, że niektóre problemy trzeba rozwiązać samodzielnie. Cóż.. life is brutal.

             Jednakże najgorszą dla mnie rzeczą ze wszystkich moich lęków jest to, że komuś zaufam, a ten ktoś zniknie. Jakoś tak za szybko przywiązuje się do ludzi. Za szybko i niestety to potem na mnie wpływa. Przyjaciel, bliski, gdy znika, bo umiera, albo gdy znika, bo taka jest jego decyzja.. robi straszną krzywdę psychiczną we mnie. Cóż.. - nie nauczyłam się tym nie przejmować. Chciałabym. Bowiem już tyle osób straciłam, gdy tak bardzo chciałam mieć dalej z nimi kontakt, gdy chciałam normalnie z nimi rozmawiać i po prostu spędzać dobrze czas. Może byli to ludzie z internetu.. może i nie wszystkich widziałam na oczy, a jednak traktowałam ich na równi, czy byli blisko, czy daleko - żadna różnica. Gdybym przestała się przejmować, nie czułabym smutku za każdym razem, gdy w wyniku jakieś rzeczy, najczęściej błędów popełnionych przez obie strony, znajomość się rozwala. Może i czas nieraz potrafi naprawić błędy, a jednak nie zawsze. W większości przypadków to, co chociaż trochę się rozwaliło, nigdy potem nie będzie tym samym. Bowiem jedna strona, lub co najgorsze obie chowają do drugiej strony urazę. Urazę za jedną czasem nawet najgłupszą rzecz. Powiedzmy, jest taka sytuacja - dwie dziewczynki w przedszkolu, koleżanki, a jednak pokłóciły się, gdy ich przedszkolanka dała jednej z nich główną rolę, a drugiej nie i już później nigdy sobie tego nie wyjaśniły, bo zwyczajnie nie próbowały. Chociaż nawet próby wyjaśnień czasem nie skutkują, nie rozwiązują problemów, nie zabierają urazy.

              Patrzę w niebo, tak rozmyślając o tym i chcę mi się latać. Chciałabym czasem wzbić się w powietrze tak dla urozmaicenia odczucia wolności i odprężenia. Spoglądam na ptaki, które potrafią to robić i im zazdroszczę. "Aven Ty jesteś wilkiem. Nawet o tym nie myśl. Jako wilk musisz twardo trzymać się ziemi" - słyszę w głowie głos Nithryu. Spoglądam na niego i się uśmiecham - "To nie znaczy, że nie chciałabym czegoś niemożliwego" . "Głupia" - prycha na mnie . "No sam pomyśl. Ta wolność. Tylko lecisz.. Tak jak na rowerze.. Tak jak, gdy się biega.. tylko pod innym kątem" - wypowiadam na głos swoje myśli. "Ogarnij się głupia dziewczynko.. Twoje rozważania nie mają sensu.. co by było gdyby.. a może zaraz zaczniesz rozważać, w którym roku kwiaty staną się inteligentniejsze od zwierząt i zaczną mieć mózgi?" - tak tylko słyszałam dogadywanie, na które się uśmiechnęłam szerzej. "Może, kto to tam wie.. " - wypowiadam sobie po cichu i już oboje milczymy.


              Mój mózg jest dziwny. Milion myśli na minutę, a może nawet i sekundę.. może ktoś mógłby to policzyć. Myślę o jednym, a zaraz o czymś kompletnie innym, niekoniecznie związanym z tematem pierwszym.. i tak to już właśnie potem splątują mi się takie przemyślenia jak tutaj.. Nic nadzwyczajnego, nic dziwnego, choć czasem bywa to męczące.

sobota, 5 lipca 2014

Oczami Aven cz.2

             Byłam smutna. Nic nowego dla tych, którzy dość dobrze mnie znają albo znali. Są różne powody dla których ludzie są w złym nastroju. I ja takie mam. Nie muszę wymieniać. Dla każdego takie rzeczy to sprawy prywatne, zwłaszcza w miejscu, gdzie mogą przeczytać to inni. Mimo wszystko nie będę się nad sobą bezsensownie użalać.

             Teraz trochę się uśmiecham. Zapomniałam, jak to jest być na rowerze...Tutaj jest inaczej niż w mojej wyimaginowanej wyobraźni, gdy będąc wilkiem nic mnie nie może dogonić. Używając dwóch kółek i swoich nóg wcale nie jestem taka szybka. Nawet też prędko się męczę. Jednakże sam ruch w ten sposób sprawia mi frajdę. Czuję wiatr. Mogę sobie wyobrazić, że założył się ze mną, kto pierwszy dojedzie do najbliższych świateł, drzewa, czy też innego jakiegoś charakterystycznego obiektu. Równie dobrze, gdybym jednak chciała bardziej zagłębić się w swoją wyobraźnie, to mogę wyobrazić sobie, że obok biegnie Nithryu. Mój wilczy anioł stróż, który też nigdy nie istniał, a jest jedynie częścią mej własnej świadomości, dajmonem, jak nazywają to niektórzy. To zrobiłabym jednak wyłącznie, gdybym była sama. 

               Tym razem sama nie byłam. Wraz ze mną przejażdżkę miała bardziej uzdolniona rowerowo ode mnie moja przyjaciółka. Jestem jej wdzięczna, że mnie wyciągnęła na jakiś moment . Rower okazał się czymś przydatnym i potrzebnym. Niby podczas jazdy też dużo rozmyślałam, ale i w pewnej chwili pozwoliłam się pochłonąć pustce. Nie czułam nic prócz prędkości, prócz ruchu mych poruszających się nóg. Miałam stłumione wszystkie kłębiące się myśli na temat własnych problemów, a bynajmniej ostatnio rozważanie czegokolwiek sprawia, że czuję się zbytnio przytłoczona. Nawet gdy wygadanie się komuś ma rzekomo właściwości lecznicze. Chyba nie tym razem. 

                Nieraz myślę wręcz "Jak tu odreagować?". I do głowy przychodzą mi pomysły, które jeszcze przed paroma miesiącami wydawałyby mi się najsensowniejsze. Dzisiaj niby też nie byłyby złe, ale z drugiej strony widzę ich wady. Dostrzegając je po prostu odechciewa mi się ich realizacji. I tak trwam w jakimś głupim stanie niezbyt zadowolonym, uśmiechając się przy znajomych, ale tak naprawdę wiedząc, że to tylko chwila. Przestanę wykonywać jakieś zajęcie i zajmę się tym, co można robić samodzielnie.. od razu przestanę się uśmiechać. Tak zawsze jest. Nic co mogłoby mnie już zdziwić.

                Co zaś się tyczy roweru... Poczułam się wolna.. Wolna od trosk, od wszystkiego .. tak dłuższy moment nie mając głowy zajętej rozważaniami.. mogłam się rozluźnić... i czuję się spokojna. Ciekawe na jak długo? Ciekawe też kiedy następnym razem wyjdę by sobie tak tylko jechać przed siebie.. nie interesując się.. gdzie jadę, czy się zgubię, czy odnajdę potem drogę do domu.. byleby jechać - o to w tym wszystkim chodzi.

niedziela, 29 czerwca 2014

Oczami Aven. cz. 1

          Noc. Park. Mój spacer, na który wyszłam. Po co? Bo nie mogę spać i zwyczajnie chyba nie lubię..  A przynajmniej nie o tej godzinie. Jest 1 w nocy. I mimo czarnego nieba nadal widzę dosyć dużo. Może to dlatego, że ten park jest moim miejscem? Znam je wręcz na pamięć. Będąc małym szczylem bawiłam się tu codziennie. I tak to się stało, ze teraz to moje ulubione miejsce. To tu nachodzą mnie różne myśli, wizje jakiś wydarzeń, które nigdy nie miały miejsca, jak i chwilę weny. Nieraz żałuję, że na spacer nie biorę ze sobą długopisu i kartki. To moje miejsce nocą wydaje się najpiękniejsze. Może to dlatego, że jest wtedy bardziej tajemnicze, zimne, groźne? Jakoś chyba to mnie pobudza. Daje jakąś adrenalinę. Pamiętam jak raz zwiewałam z niego, bo wyobrażałam sobie, ze jakiś koleś specjalnie mnie gonił.. ale to było dawniej. Dziś nie boję się tam niczego.. Tylko chodzę w kółko po parku i rozmyślam.. o wszystkim i o niczym. Czasem o czymś ważnym, czasem o czymś mniej ważnym. Noc jest najlepszym momentem refleksji.. Często wspominam... 

           Ostatnio znowu o was.. bo przecież jakoś nie udaje mi się o was zapomnieć. W sumie przecież to niemożliwe. Byliście tym ważniejszym etapem w moim życiu i stworzyliście mi.. pole do wyobraźni w pewnej chwili. Właściwie stworzyliście mi coś lepszego niż dom.. Coś dzięki czemu moglam się ustabilizować. Wtedy były chwile gdy w tym parku... nie czułam się tak całkiem sama.. Napisałam jednego smsa i już poczułam czyjąś obecność. Byłam wilkiem. Wy też. Byliśmy jednym stadem, jedną rodziną. Dziś czuję się nieraz jakbym się błąkała. Idę.. niby gdzieś zmierzam.. ale obok mnie nikogo nie ma. Znaczy chyba że użyje wyobraźni. Wtedy może i na chwilę ktoś przy mnie będzie. Osoby w realnym świecie przy mnie? Może i są. Może i nawet są ważne. Jednak tego uczucia nie zabijają. Nie wtedy. 

             A jednak się uśmiecham. W każdej chwili mogę sobie wyobrazić, że zaczynam biec i się zmieniam.. i znowu jestem wilkiem. Tym na 4 łapach. Tym z białą bujną sierścią. Tym opuszczonym, a jednak cieszącym się, że biegnie. Nic mnie nie dogoni, nikt mi nie ucieknie. Nikt też się do mnie nie zbliży. A może i zbliży, ale tylko na chwilę, by zaraz odejść. Jak coś mi się nie spodoba.. mogę warczeć, mogę użyć zębów, przecież nie są takie słabe... a jednak jestem myślącym zwierzęciem. Nie dam zrobić z siebie mordercy, nie dam zrobić z siebie nic złego, najlepiej zwyczajnie uciekne, by przyglądać się z boku całej sytuacji, przeanalizować ją i zwyczajnie potem zareagować. 

            Dawniej miałabym Was towarzyszy. Dziś jakoś żyję z tym jak jest. Ze swoimi dziecinnymi wyobrażeniami. Bo przecież nie da się być wilkiem? Czyż nie. A jednak mam to gdzieś. Wyobraźnia daję mi siłe.. nawet podczas tego spaceru.. nawet gdy Was brakuje.. nawet gdy brakuje wielu elementów układanki.

czwartek, 20 lutego 2014

Hidden Dreams Rozdział II

                 Szkoła. Przerwa. Stała pod ścianą, spoglądając z obojętnością na tłumy zajmujących się sobą uczniów. Gdzieś rozmawiano w grupce o najnowszych kosmetykach, trendach mody, nadchodzących imprezach oraz jakaś dziewczyna tłumaczyła swojej koleżance, że kupi dzisiaj bardzo drogą, piękną sukienkę. Gdzieś mogła dostrzec zbiorowisko zatopionych w książkach uczniów, którzy zapewne wkuwali przed nadchodzącą kartkówką czy sprawdzianem. Z kolei z innego miejsca mogła usłyszeć, jak dwójka szkolnych męskich gwiazd rozmawia o zbliżającym się meczu piłki nożnej, lub inna umawia się wieczorem na piwo. Za chwilę miała możliwość ujrzenia, jak przebiega przed nią jakiś chłopak, a zaraz za nim idzie tłum popularnych, chociaż nie miało to żadnego związku. W kącie jacyś dwaj starsi chłopcy męczą i dręczą młodszego o pieniądze. Jakieś dziewczyny też z drugiej strony, co chwilę ganiają do łazienki i z powrotem, zapewne w celach poprawienia sobie swojej i tak już zbyt przesadnie wytapirowanej twarzy. Przed nią zaś siedzą też jacyś ludzie i rozmawiają o planach na jutro, czyli jednym słowem o przyziemności. Ktoś na nią zerknie, da jakiś głupi komentarz, inny z kolei od razu przejdzie obok bez słowa lub też na jej chłodne, pełne pustki spojrzenie też zniknie jej z pola widzenia. A dodatkowo do tego od czasu do czasu jej wzrok przesłoni widok nauczyciela. Nic nadzwyczajnego. Przywykła do realiów obowiązujących w każdej szkole, bo wbrew pozorom wszędzie miało się do czynienia z takim samym podziałem społeczeństwa. Zawsze istnieli ci lepsi, ci silniejsi, ci gorsi, słabsi oraz ci po środku, no i oczywiście ci, co zabijali wszelkie schematy jak ona.

                  Westchnęła. Miała ochotę stąd wyjść. Nie wyspała się tej nocy, gdyż zasnęła dopiero w okolicach 4, a wstawała o 6. Po nocy spędzonej częściowo w parku i kolejnej wizji dawnych wspomnień cały czas miała je w głowie. Nie było wcale tak łatwo się ich pozbyć, a raczej znowu je zagrzebać gdzieś głęboko w sobie, skoro poprzez wczorajsze myślenie o tym miała wrażenie, jakby wszelkie wydarzenia związane z Thane'm zdarzyły się wczoraj. I w związku z tym aktualnie nie posiadała najlepszego nastroju. Czuła, że gdyby była teraz sama, pozwoliłaby sobie na płacz. Nie zapomniała nigdy o blondynie, chociaż od tamtego dnia właściwie starała się zdusić w sobie wszelkie myśli o nim, o ich wspólnych zabawach, o wszystkim. Chciała, by było tak, jakby on nigdy nie istniał, a ona od zawsze znała wyłącznie samotność. Tylko czasem nie umiała tego kontrolować i w głowie przypominała sobie tamten dzień, gdy ostatni raz go widziała. Nieraz zadawała sobie pytanie: "Czy ja właściwie postąpiłam? ". W szkole jednak zgrywała twardą dziewczynę, która niczym się nie przejmuję, a na pewno nikt by tego nie dostrzegł. Wyglądała na znudzoną, opierając się o ścianę, ale nie ruszając poza tym niczym. Nie trzymała książki w rękach, bo jakoś tak nie znalazła ostatnio w bibliotece nic ciekawego do czytania. Zresztą kompletnie nie miała na to ochoty. A czemu nie przyszła do niej tamta dziewczyna? To też jakoś szczególnie jej nie dziwiło. Pewnie miała gdzieś indziej lekcje. W sumie dla Nayge nie stanowiło to problemu, bo towarzystwo jej "niby przyjaciółki" nie byłoby teraz pożądane. Zimne spojrzenie, co chwilę na coś innego zwracało uwagę, to jednym bardziej znużone, to drugim. "Czy ja na coś czekam?" zastanawiała się. "Przecież każdy dzień tutaj jest monotonią... nie wydarzy się nic ciekawego. Bez sensu." rozmyślała i zamknęła oczy. I tak jeszcze trwała w bezruchu, gdy zadzwonił dzwonek. Wtedy też nagle jak za czarodziejskim machnięciem różdżki głosy się nieco stłumiły. Zbawcze dla jej głowy, która znikąd zaczęła ją boleć. Sama się nie spieszyła z wejściem do klasy i dopiero gdy przedostatni uczeń wszedł, to i jej osoba skierowała się do klasy. Usiadła w ostatniej ławce, wolnej... jak zawsze. Wszyscy z klasy przyzwyczaili się już, że pomimo tego, że dostawała najlepsze oceny, to udzielać się na lekcji szczególnie nie lubiła. Ostatnia ławka więc była idealnym miejscem, by unikać natarczywego wypytywania. Nauczyciel rozpoczął już po chwili ich lekcje, gdy ona tymczasem wyciągnęła z plecaka szkicownik i zaczęła rysować. Czemu tak? Nie chciała słuchać kolejnej dyskusji na temat I wojny światowej, kiedy zapewne znała już wszelkie informacje na jej temat. To było tylko marnowanie czasu. Stąd też skupienie się na rysowaniu fikcyjnej rzeczywistości mogło być bardziej wartościowym i ciekawszym zajęciem. Gdzieś tak w połowie lekcji, gdy ona dalej ołówkiem dorysowywała kolejne szczegóły rysunku, profesor zaczął męczyć jakiegoś ucznia. Słyszała zmagania nieszczęśnika, który usiłował jakoś wyratować się na najmniejszą pozytywną ocenę i tym samym uniknąć jedynki. Czy mu się udało? Wątpiła po tonie rozmowy.

                - Panno Nayge - rozległ się niemalże po chwili głos, gdy przestała słyszeć odgłosy zmagającego się z tematem ucznia. Westchnęła. Wiedziała, co zaraz usłyszy - Może nam pani opowiedzieć, co nieco na temat tego, jak wyglądało życie w Polsce po zakończeniu pierwszej wojny światowej?
- Dobrze - mruknęła zniechęcona i zaczęła odpowiadać - W Polsce za datę zakończenia wojny uznaje się 11 listopada 1918, kiedy Niemcy podpisały akt kapitulacji. I chociaż niby wojna została zakończona, tak po niej pozostało wiele nierozwikłanych spraw dotyczących Polski. Główną taką sprawą były kwestie sporne dotyczące jej granic. Bowiem wraz z zakończeniem wojny odzyskała ona niepodległość, ale i tak jej dawni zaborcy nie zgadzali się do końca na oddanie terenów, które ona uważała za swoje [...] - opowiadała dalej, jak wyglądało ustalanie bezspornych granic z każdą ze stron, z którą Polska posiadała konflikt graniczny oraz jak naprawiono w niej rząd i wszelkie inne związane z tym sprawy, a reszta klasy była w nią zapatrzona. Ona zdawała się nie zwracać na to uwagi i prowadziła wypowiedź do końca lekcji. Wraz z zadzwonieniem dzwonka nauczyciel historii uśmiechnął się do niej, a ona zwyczajnie jak każdy spakowała się i wyszła. Cieszyła się też, że to była tego dnia ostatnia lekcja. Zaliczyła jeszcze szatnie, a potem poszła za sznurem uczniów do wyjścia ze szkoły. I znowu ta sama sytuacja - grupki przed nią, za nią i z boku , a ona samotnie zmierzająca krok za krokiem. Westchnęła. "Przynajmniej dobrze, że już dziś kończę " pomyślała i zaraz odbiła od całej gromady uczniów idącej na przystanek w kierunku parku. Nie miała blisko do domu, mogła podjechać autobusem, ale jakoś nigdy z przyzwyczajenia nie korzystała z tej opcji. Zawsze wracała pieszo. Tłumaczyła to kiedyś tej jedynej ze szkoły, z którą rozmawia, dlaczego tak. a nie inaczej wraca. Wytłumaczenie było proste. Powiedziała jej, że lubi spoglądać na przyrodę, bo jeszcze patrząc na zmiany w niej, czuję rozluźnienie i relaks, a autobus to uczucie zabija. 

              Właśnie przyroda.. Był listopad. Drzewa wokół już nie miały liści. Niedługo spadnie śnieg. Zwykła kolej rzeczy.. Będzie biało, ślicznie, ale niestety zimno.. no i nie będzie zwierząt, które teraz jeszcze miała okazje dostrzec. Szykowały się do zimy.. "Wy też żyjecie tylko po to, by przetrwać" pomyślała dziewczyna cały czas maszerując...Tak - zdecydowanie czuła się jak one. Nie robiła nic nad program tego, co było jej potrzebne. Nauka? To miałoby zaburzać to stwierdzenie? Dlaczego? Uczyła się też, bo musiała. Zresztą informacje od tak były przyswajane przez jej organizm, a nie dlatego, że jakoś specjalnie się uczyła. Nigdy. Nie szukała informacji ani w książkach, ani internecie, ani telewizji. Tych wynalazków używała tylko wtedy, gdy jakoś chciała zabić czas. Zresztą czy w ogóle takie szukanie wiedzy było potrzebne? "Szkoda, że już niedługo uśniecie i zobaczę Was znowu na wiosnę.. " pomyślała, gdy zobaczyła przebiegające wiewiórki.. "Przy Was chociaż przez chwilę mogę nie być sama.. chociaż utrzymuję, że ludzie mi niepotrzebni" miała ochotę porozmawiać z wiewiórkami, ale jednak nie wypowiadała swoich myśli na głos. W końcu i tak zwierzęta, by na nią nawet nie spojrzały, a co dopiero, gdy idzie o zrozumienie.. Kontynuowała spacer w stronę domu dalej. 


***

I kolejny rozdział w końcu się pojawił.. Nie wiem, czy tak chciałam, by wyglądało to zakończenie, bo początek rozdziału wisiał w moich szkicach już jakiś czas.. Nie wiem, bo nie wydaje mi się najlepszy.. A jednak nie wiem też, czy potrafiłabym wymyślić coś innego, lepszego. Jak na razie historia powoli się rozwija. Chociaż ja doskonale wiem, jak się skończy, tak środek doprowadzający do końca nie jest jeszcze pewny i postanowiony w mojej głowie. Znam tylko zakończenie. Ciekawe, czy się zmieni.. Zdradzać nie mam zamiaru. Mam nadzieję, że pomimo, że jakoś tak kończy się ten rozdział bezbarwnie i nie wnoszę nim żadnych nowych postaci do opowiadania, to i tak się rozdział się Wam spodoba. Ta dziewczyna, której sama Nayge nie uznaje za przyjaciółkę, ale z którą rozmawia powinna się pojawić w kolejnych rozdziałach, co do chłopaka, z którym nasza bohaterka miała przyjemność się ostatnio widzieć, on zdaje mi się, że będzie w następnym rozdziale... ale to się jeszcze zobaczy.. Już przy początku tego opowiadania pisałam, że rozdziały mogą się pojawiać w długich odstępach czasowym, za co bardzo przepraszam.. Jakoś tak - moja wena ze mną nie współpracuję, a dosyć często jak już jest to podsyła nowe pomysły, a nie pomaga w kończeniu tych, które zaczęłam.. no nieważne :) 

Wszystkim, którzy to czytają życzę miłego czekania.. :D
Aven~