sobota, 5 lipca 2014

Oczami Aven cz.2

             Byłam smutna. Nic nowego dla tych, którzy dość dobrze mnie znają albo znali. Są różne powody dla których ludzie są w złym nastroju. I ja takie mam. Nie muszę wymieniać. Dla każdego takie rzeczy to sprawy prywatne, zwłaszcza w miejscu, gdzie mogą przeczytać to inni. Mimo wszystko nie będę się nad sobą bezsensownie użalać.

             Teraz trochę się uśmiecham. Zapomniałam, jak to jest być na rowerze...Tutaj jest inaczej niż w mojej wyimaginowanej wyobraźni, gdy będąc wilkiem nic mnie nie może dogonić. Używając dwóch kółek i swoich nóg wcale nie jestem taka szybka. Nawet też prędko się męczę. Jednakże sam ruch w ten sposób sprawia mi frajdę. Czuję wiatr. Mogę sobie wyobrazić, że założył się ze mną, kto pierwszy dojedzie do najbliższych świateł, drzewa, czy też innego jakiegoś charakterystycznego obiektu. Równie dobrze, gdybym jednak chciała bardziej zagłębić się w swoją wyobraźnie, to mogę wyobrazić sobie, że obok biegnie Nithryu. Mój wilczy anioł stróż, który też nigdy nie istniał, a jest jedynie częścią mej własnej świadomości, dajmonem, jak nazywają to niektórzy. To zrobiłabym jednak wyłącznie, gdybym była sama. 

               Tym razem sama nie byłam. Wraz ze mną przejażdżkę miała bardziej uzdolniona rowerowo ode mnie moja przyjaciółka. Jestem jej wdzięczna, że mnie wyciągnęła na jakiś moment . Rower okazał się czymś przydatnym i potrzebnym. Niby podczas jazdy też dużo rozmyślałam, ale i w pewnej chwili pozwoliłam się pochłonąć pustce. Nie czułam nic prócz prędkości, prócz ruchu mych poruszających się nóg. Miałam stłumione wszystkie kłębiące się myśli na temat własnych problemów, a bynajmniej ostatnio rozważanie czegokolwiek sprawia, że czuję się zbytnio przytłoczona. Nawet gdy wygadanie się komuś ma rzekomo właściwości lecznicze. Chyba nie tym razem. 

                Nieraz myślę wręcz "Jak tu odreagować?". I do głowy przychodzą mi pomysły, które jeszcze przed paroma miesiącami wydawałyby mi się najsensowniejsze. Dzisiaj niby też nie byłyby złe, ale z drugiej strony widzę ich wady. Dostrzegając je po prostu odechciewa mi się ich realizacji. I tak trwam w jakimś głupim stanie niezbyt zadowolonym, uśmiechając się przy znajomych, ale tak naprawdę wiedząc, że to tylko chwila. Przestanę wykonywać jakieś zajęcie i zajmę się tym, co można robić samodzielnie.. od razu przestanę się uśmiechać. Tak zawsze jest. Nic co mogłoby mnie już zdziwić.

                Co zaś się tyczy roweru... Poczułam się wolna.. Wolna od trosk, od wszystkiego .. tak dłuższy moment nie mając głowy zajętej rozważaniami.. mogłam się rozluźnić... i czuję się spokojna. Ciekawe na jak długo? Ciekawe też kiedy następnym razem wyjdę by sobie tak tylko jechać przed siebie.. nie interesując się.. gdzie jadę, czy się zgubię, czy odnajdę potem drogę do domu.. byleby jechać - o to w tym wszystkim chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz