poniedziałek, 28 lipca 2014

Oczami Aven cz.4

              Noc. Kolejna do kolekcji. Jakbym nie mogła dla odmiany napisać coś w dzień i wręcz opisać jak świat wtedy wygląda... Niby mogę. Niby nie jest wcale tak, że tylko nocą nachodzą mnie refleksje. Nieraz wręcz dopada mnie coś zaraz. gdy wstanę i potrafię snuć nad takim problemem rozważania więcej niż do wieczora, więcej niż jeden dzień... I próbuję rozważyć taki problem z każdej możliwej perspektywy, jakbym nie była tylko sobą, a próbowała myśleć jak inni. Cóż - mimo wszystko tu piszę w noc. Czemu? Chyba kwestia przyzwyczajenia. Tego, że wiem, że teraz to już nic mi nie przerwie. Wszelkie obowiązki, czy też plan dnia w większym lub mniejszym stopniu zaliczony.

              Ta nie różni się od każdej innej. Nie mniej jest pięknie. Chociaż jakoś jak na tą godzinę porównując kilka ostatnich nocy, wydaje mi się, że jest ciemniej, ale to też w kwestii piękna nic nie zmienia. Za oknem, jak się wyjdzie na dwór, widać gwiazdy. Ale ja tym razem leże na łóżku. Właściwie pisząc, zawsze tu leże, a że czasem pisząc odwołuję się do innej chwili to wychodzi na coś innego. Dziś mam kolejny dzień rozmyślania.

               Mam niecałe 19 lat. Mam dowód i tym samym informację dla wszystkich, że jestem "dorosła". Nawet ostatnio dostałam się na studia, co też niby świadczy o dorosłości..Ale czy na pewno? Czym jest dorosłość? Czy to tylko kawałkiem plastiku z napisem "Dowód osobisty" i potwierdzonym wiekiem 18 lat? Czy np. u mężczyzn jest to umowny wiek 21 lat, a u kobiet właśnie 18? A może w chwili, gdy nagle człowiek zaczyna imprezować, upijać się do nieprzytomności, palić papierosy, czy inne szkodliwe substancje dla organizmu, jak to myśli duża część nieletniej młodzieży, pokazuję światu swoją dorosłość? Dla wielu ludzi to właśnie są odpowiedzi na te pytania, dla wielu też to niedojrzałe spojrzenie na tę sprawę, spojrzenie gimnazjalnej młodzieży. Dla tych drugich nieraz dorosły człowiek kojarzy się z kimś, kto przestaję podejmować się tak zwanych "dziecinnych zabaw". Dziecinne zabawy... Pod tym określeniem tak wiele można ukryć. Tak wiele, bo każdy patrzy na to inaczej. Dla tych co tak myślą nieraz ma to się z tym, by przestać się wygłupiać, być wyłącznie poważnym, nie pozwolić sobie na oderwanie od rzeczywistości, na opowiadanie niestworzonych historii tak dla frajdy. Dla takich osób najlepiej zająć się codziennością. Dla oderwania pójść na imprezy, ewentualnie do kina, czy na piwo ze znajomymi.
Co najśmieszniejsze - jak tak myślę nad tym wszystkim.. tak się nie da.. no ale o tym później.

                 Ja mam własną definicję dorosłości. Jak dla mnie człowiek dorosły to nie osoba pełnoletnia z plastikem dokumentującym ten fakt, lecz ktoś odpowiedzialny za swoje postanowienia, czyny i zobowiązania. Ktoś świadomy podejmowania decyzji, a później konsekwentnie działający wedle niej właśnie. To ktoś, kto nieraz odpuści sobie coś, co mu nagle przyszło do głowy, bo przypomni sobie, że już wcześniej coś komuś obiecał. To ktoś, kto owych obietnic dotrzymuję, chyba, że są one niemożliwe do spełnienia. To jest też człowiek, który sam na własnym karku ma swoje życie, zarabia na siebie, utrzymuję się i ewentualną rodzinę, którą może mieć, ale nie musi. A jeśli już ją ma, to najlepiej by wykonywał względem niej obowiązki, dbając by nic nikomu w niej nie zabrakło. Człowiek dorosły jednak nie jest człowiekiem, który całkowicie rezygnuję z zabawy, który mówi, że nie będzie robił, czegoś, co lubi, bo to "jest zbyt niedojrzałe i dziecinne". Człowiek dorosły jeśli taka rzecz nie narusza w żaden sposób jego, ani niczyjego bezpieczeństwa, a i w tym czasie nie ma nic ważnego na głowie, wręcz z wielką chęcią nieraz się pobawi, czy też pobędzie dzieckiem.. Od tak dla rozluźnienia.. Od tak dla pokazania, że czasem i luz jest potrzebny... Oczywiście jeśli nie narusza to jego godności, co też brzmi śmiesznie, ale się zdarza.... Bo niektórzy przecież są taak bardzo poważni. Może starsi ludzie tak. Ale nie tylko starsi ludzie są "dorośli". 

                 A jak jest ze mną? Jestem nieco dorosła, ale nikomu nie zaprzeczę też, że jestem dzieckiem i chcę nim być, ile się da, jak najdłużej, lecz nie tracić dorosłego podejścia do pewnych spraw. Wbrew pozorom dzieci - bycie dorosłym nie jest fajne. Ściąga na człowieka wiele problemów, wiele decyzji do podjęcia, które nieraz mają też i wpływ na dalsze życie. Jest trudne. To wszystko w sumie powtarzają nam nauczyciele w szkołach, czy też inni ludzie, a my i tak nieraz wiemy lepiej... Bo przecież najlepszym zdaniem jest własne -.- .  Ja chcę pozostać dzieckiem, bo to daje wiele możliwości na rozluźnienie. Na przykład rozmowa z  dziesięciolatkiem - jak można się dzięki niej uśmiechnąć. Jak zajmowanie się 2 latkiem i to jeszcze na zasadzie ganiania się z nim... też może dobrze poprawić humor, Jak zwykłe oderwanie się od rzeczywistości i wkroczenie do świata pisanego, tworzenie własnej fikcji, nieraz lepszej od ponurej rzeczywistości, też pozwala człowiekowi sobie pomóc.. I może zabawa na powietrzu z wyimaginowaną rzeczywistością z samym sobą, bo nie ma się do tego wspólników, nie jest zbytnio dojrzałe, czy dorosłe, ale jeśli dzięki temu mam poczuć się lepiej, to dlaczego mam sugerować się tym, że ktoś zwrócił mi na aspekty tej zabawy uwagę i poczynił aluzję do mego wieku? Moje życie, mój wybór. 

                  Prawdę powiedziawszy.... Chyba nikt nie jest do końca dorosły docelowo... O ile oczywiście rozwija się dobrze. Nie jest... każdego nachodzą chwilę, gdy uczyni coś nie tak..gdy zachowa się gorzej niż niejeden nastolatek siedzący w ławce i zakuwający np. matmę, bo mu nauczycielka z gimnazjum kazała. Ludzie popełniają błędy. Ludzie potem też za nie pokutują.. a wiecie, co najważniejsze jest chyba w chwilach bycia osobą dorosłą? By dojrzale zachowywać się w chwilach potrzebnych. By zawsze być do tego gotowym. Bo można się bawić. Można i to na mnóstwo sposób, ale gdy wymaga sytuacja, należy umieć to przerwać.. i zachować się odpowiednio do sytuacji... Wystarczy tych słówek na dziś . Znikam :)

piątek, 18 lipca 2014

Oczami Aven cz.3

             Strach, lęki. Każdy jakieś ma. Nie znam wyjątku od tej reguły. Ja boję się wielu rzeczy, lecz nie wszystko tak dokładnie po mnie widać.

             Boję się ludzi, nie akceptacji z ich strony. Niektórzy takim problemem kompletnie się nie przejmują. Nie akceptujesz mnie - twój problem - ja idę dalej. Tak wychodzi przynajmniej, gdy spoglądam na innych. Dla mnie ona bywa straszna. Idę gdzieś i zaraz mam przemyślenia, czy też z kimś się dogadam, czy nie. A jednak mimo tego ciągnie mnie do wydarzeń, gdzie jest sporo ludzi. To taka sprzeczność. Mimo to przyzwyczaiłam się do sprzeczności we mnie. W każdym bądź razie poprzez uczestniczenie w wydarzeniach próbuję lęk zwalczyć. Nie do końca mi to wychodzi - raz jest dobrze, raz wręcz przeciwnie. Wszystko zależy chyba, czy mój mózg "ma dziś dobry, czy zły dzień".

             Czego jeszcze się boję? Trochę owadów, ale tu też nie jakoś szczególnie.. Bowiem nie wrzeszczę jak opętana, gdy zobaczę, że w pokoju lata mi np. mnóstwo nie wiadomo jakich latających małych stworzeń. Nie krzyczę, nie piszczę, nie wydaję żadnych odgłosów. Patrzę się natomiast na nie i czasem mnie paraliżuję tak, że nie jestem w stanie przez jakiś czas się ruszyć, a czasem zwyczajnie to zabijam. Są też chwilę, gdy po prostu ignoruję owe latające coś.. lub mijam je obok.. Takie niezdecydowanie . Cóż - bywa.

             Czymś strasznym jest dla mnie też i to, gdy widzę, jak z bliskich mi osób ktoś płaczę. Nie lubię tego, nie lubię patrzeć jak bliscy cierpią i staram się im wtedy pomóc. Staram się, ale czy zawsze można? Coś o tym wiem. Są rzeczy, na które zwyczajnie nie ma się wpływu, bo świat jest tak beznadziejnie skonstruowany, że niektóre problemy trzeba rozwiązać samodzielnie. Cóż.. life is brutal.

             Jednakże najgorszą dla mnie rzeczą ze wszystkich moich lęków jest to, że komuś zaufam, a ten ktoś zniknie. Jakoś tak za szybko przywiązuje się do ludzi. Za szybko i niestety to potem na mnie wpływa. Przyjaciel, bliski, gdy znika, bo umiera, albo gdy znika, bo taka jest jego decyzja.. robi straszną krzywdę psychiczną we mnie. Cóż.. - nie nauczyłam się tym nie przejmować. Chciałabym. Bowiem już tyle osób straciłam, gdy tak bardzo chciałam mieć dalej z nimi kontakt, gdy chciałam normalnie z nimi rozmawiać i po prostu spędzać dobrze czas. Może byli to ludzie z internetu.. może i nie wszystkich widziałam na oczy, a jednak traktowałam ich na równi, czy byli blisko, czy daleko - żadna różnica. Gdybym przestała się przejmować, nie czułabym smutku za każdym razem, gdy w wyniku jakieś rzeczy, najczęściej błędów popełnionych przez obie strony, znajomość się rozwala. Może i czas nieraz potrafi naprawić błędy, a jednak nie zawsze. W większości przypadków to, co chociaż trochę się rozwaliło, nigdy potem nie będzie tym samym. Bowiem jedna strona, lub co najgorsze obie chowają do drugiej strony urazę. Urazę za jedną czasem nawet najgłupszą rzecz. Powiedzmy, jest taka sytuacja - dwie dziewczynki w przedszkolu, koleżanki, a jednak pokłóciły się, gdy ich przedszkolanka dała jednej z nich główną rolę, a drugiej nie i już później nigdy sobie tego nie wyjaśniły, bo zwyczajnie nie próbowały. Chociaż nawet próby wyjaśnień czasem nie skutkują, nie rozwiązują problemów, nie zabierają urazy.

              Patrzę w niebo, tak rozmyślając o tym i chcę mi się latać. Chciałabym czasem wzbić się w powietrze tak dla urozmaicenia odczucia wolności i odprężenia. Spoglądam na ptaki, które potrafią to robić i im zazdroszczę. "Aven Ty jesteś wilkiem. Nawet o tym nie myśl. Jako wilk musisz twardo trzymać się ziemi" - słyszę w głowie głos Nithryu. Spoglądam na niego i się uśmiecham - "To nie znaczy, że nie chciałabym czegoś niemożliwego" . "Głupia" - prycha na mnie . "No sam pomyśl. Ta wolność. Tylko lecisz.. Tak jak na rowerze.. Tak jak, gdy się biega.. tylko pod innym kątem" - wypowiadam na głos swoje myśli. "Ogarnij się głupia dziewczynko.. Twoje rozważania nie mają sensu.. co by było gdyby.. a może zaraz zaczniesz rozważać, w którym roku kwiaty staną się inteligentniejsze od zwierząt i zaczną mieć mózgi?" - tak tylko słyszałam dogadywanie, na które się uśmiechnęłam szerzej. "Może, kto to tam wie.. " - wypowiadam sobie po cichu i już oboje milczymy.


              Mój mózg jest dziwny. Milion myśli na minutę, a może nawet i sekundę.. może ktoś mógłby to policzyć. Myślę o jednym, a zaraz o czymś kompletnie innym, niekoniecznie związanym z tematem pierwszym.. i tak to już właśnie potem splątują mi się takie przemyślenia jak tutaj.. Nic nadzwyczajnego, nic dziwnego, choć czasem bywa to męczące.

sobota, 5 lipca 2014

Oczami Aven cz.2

             Byłam smutna. Nic nowego dla tych, którzy dość dobrze mnie znają albo znali. Są różne powody dla których ludzie są w złym nastroju. I ja takie mam. Nie muszę wymieniać. Dla każdego takie rzeczy to sprawy prywatne, zwłaszcza w miejscu, gdzie mogą przeczytać to inni. Mimo wszystko nie będę się nad sobą bezsensownie użalać.

             Teraz trochę się uśmiecham. Zapomniałam, jak to jest być na rowerze...Tutaj jest inaczej niż w mojej wyimaginowanej wyobraźni, gdy będąc wilkiem nic mnie nie może dogonić. Używając dwóch kółek i swoich nóg wcale nie jestem taka szybka. Nawet też prędko się męczę. Jednakże sam ruch w ten sposób sprawia mi frajdę. Czuję wiatr. Mogę sobie wyobrazić, że założył się ze mną, kto pierwszy dojedzie do najbliższych świateł, drzewa, czy też innego jakiegoś charakterystycznego obiektu. Równie dobrze, gdybym jednak chciała bardziej zagłębić się w swoją wyobraźnie, to mogę wyobrazić sobie, że obok biegnie Nithryu. Mój wilczy anioł stróż, który też nigdy nie istniał, a jest jedynie częścią mej własnej świadomości, dajmonem, jak nazywają to niektórzy. To zrobiłabym jednak wyłącznie, gdybym była sama. 

               Tym razem sama nie byłam. Wraz ze mną przejażdżkę miała bardziej uzdolniona rowerowo ode mnie moja przyjaciółka. Jestem jej wdzięczna, że mnie wyciągnęła na jakiś moment . Rower okazał się czymś przydatnym i potrzebnym. Niby podczas jazdy też dużo rozmyślałam, ale i w pewnej chwili pozwoliłam się pochłonąć pustce. Nie czułam nic prócz prędkości, prócz ruchu mych poruszających się nóg. Miałam stłumione wszystkie kłębiące się myśli na temat własnych problemów, a bynajmniej ostatnio rozważanie czegokolwiek sprawia, że czuję się zbytnio przytłoczona. Nawet gdy wygadanie się komuś ma rzekomo właściwości lecznicze. Chyba nie tym razem. 

                Nieraz myślę wręcz "Jak tu odreagować?". I do głowy przychodzą mi pomysły, które jeszcze przed paroma miesiącami wydawałyby mi się najsensowniejsze. Dzisiaj niby też nie byłyby złe, ale z drugiej strony widzę ich wady. Dostrzegając je po prostu odechciewa mi się ich realizacji. I tak trwam w jakimś głupim stanie niezbyt zadowolonym, uśmiechając się przy znajomych, ale tak naprawdę wiedząc, że to tylko chwila. Przestanę wykonywać jakieś zajęcie i zajmę się tym, co można robić samodzielnie.. od razu przestanę się uśmiechać. Tak zawsze jest. Nic co mogłoby mnie już zdziwić.

                Co zaś się tyczy roweru... Poczułam się wolna.. Wolna od trosk, od wszystkiego .. tak dłuższy moment nie mając głowy zajętej rozważaniami.. mogłam się rozluźnić... i czuję się spokojna. Ciekawe na jak długo? Ciekawe też kiedy następnym razem wyjdę by sobie tak tylko jechać przed siebie.. nie interesując się.. gdzie jadę, czy się zgubię, czy odnajdę potem drogę do domu.. byleby jechać - o to w tym wszystkim chodzi.