czwartek, 20 lutego 2014

Hidden Dreams Rozdział II

                 Szkoła. Przerwa. Stała pod ścianą, spoglądając z obojętnością na tłumy zajmujących się sobą uczniów. Gdzieś rozmawiano w grupce o najnowszych kosmetykach, trendach mody, nadchodzących imprezach oraz jakaś dziewczyna tłumaczyła swojej koleżance, że kupi dzisiaj bardzo drogą, piękną sukienkę. Gdzieś mogła dostrzec zbiorowisko zatopionych w książkach uczniów, którzy zapewne wkuwali przed nadchodzącą kartkówką czy sprawdzianem. Z kolei z innego miejsca mogła usłyszeć, jak dwójka szkolnych męskich gwiazd rozmawia o zbliżającym się meczu piłki nożnej, lub inna umawia się wieczorem na piwo. Za chwilę miała możliwość ujrzenia, jak przebiega przed nią jakiś chłopak, a zaraz za nim idzie tłum popularnych, chociaż nie miało to żadnego związku. W kącie jacyś dwaj starsi chłopcy męczą i dręczą młodszego o pieniądze. Jakieś dziewczyny też z drugiej strony, co chwilę ganiają do łazienki i z powrotem, zapewne w celach poprawienia sobie swojej i tak już zbyt przesadnie wytapirowanej twarzy. Przed nią zaś siedzą też jacyś ludzie i rozmawiają o planach na jutro, czyli jednym słowem o przyziemności. Ktoś na nią zerknie, da jakiś głupi komentarz, inny z kolei od razu przejdzie obok bez słowa lub też na jej chłodne, pełne pustki spojrzenie też zniknie jej z pola widzenia. A dodatkowo do tego od czasu do czasu jej wzrok przesłoni widok nauczyciela. Nic nadzwyczajnego. Przywykła do realiów obowiązujących w każdej szkole, bo wbrew pozorom wszędzie miało się do czynienia z takim samym podziałem społeczeństwa. Zawsze istnieli ci lepsi, ci silniejsi, ci gorsi, słabsi oraz ci po środku, no i oczywiście ci, co zabijali wszelkie schematy jak ona.

                  Westchnęła. Miała ochotę stąd wyjść. Nie wyspała się tej nocy, gdyż zasnęła dopiero w okolicach 4, a wstawała o 6. Po nocy spędzonej częściowo w parku i kolejnej wizji dawnych wspomnień cały czas miała je w głowie. Nie było wcale tak łatwo się ich pozbyć, a raczej znowu je zagrzebać gdzieś głęboko w sobie, skoro poprzez wczorajsze myślenie o tym miała wrażenie, jakby wszelkie wydarzenia związane z Thane'm zdarzyły się wczoraj. I w związku z tym aktualnie nie posiadała najlepszego nastroju. Czuła, że gdyby była teraz sama, pozwoliłaby sobie na płacz. Nie zapomniała nigdy o blondynie, chociaż od tamtego dnia właściwie starała się zdusić w sobie wszelkie myśli o nim, o ich wspólnych zabawach, o wszystkim. Chciała, by było tak, jakby on nigdy nie istniał, a ona od zawsze znała wyłącznie samotność. Tylko czasem nie umiała tego kontrolować i w głowie przypominała sobie tamten dzień, gdy ostatni raz go widziała. Nieraz zadawała sobie pytanie: "Czy ja właściwie postąpiłam? ". W szkole jednak zgrywała twardą dziewczynę, która niczym się nie przejmuję, a na pewno nikt by tego nie dostrzegł. Wyglądała na znudzoną, opierając się o ścianę, ale nie ruszając poza tym niczym. Nie trzymała książki w rękach, bo jakoś tak nie znalazła ostatnio w bibliotece nic ciekawego do czytania. Zresztą kompletnie nie miała na to ochoty. A czemu nie przyszła do niej tamta dziewczyna? To też jakoś szczególnie jej nie dziwiło. Pewnie miała gdzieś indziej lekcje. W sumie dla Nayge nie stanowiło to problemu, bo towarzystwo jej "niby przyjaciółki" nie byłoby teraz pożądane. Zimne spojrzenie, co chwilę na coś innego zwracało uwagę, to jednym bardziej znużone, to drugim. "Czy ja na coś czekam?" zastanawiała się. "Przecież każdy dzień tutaj jest monotonią... nie wydarzy się nic ciekawego. Bez sensu." rozmyślała i zamknęła oczy. I tak jeszcze trwała w bezruchu, gdy zadzwonił dzwonek. Wtedy też nagle jak za czarodziejskim machnięciem różdżki głosy się nieco stłumiły. Zbawcze dla jej głowy, która znikąd zaczęła ją boleć. Sama się nie spieszyła z wejściem do klasy i dopiero gdy przedostatni uczeń wszedł, to i jej osoba skierowała się do klasy. Usiadła w ostatniej ławce, wolnej... jak zawsze. Wszyscy z klasy przyzwyczaili się już, że pomimo tego, że dostawała najlepsze oceny, to udzielać się na lekcji szczególnie nie lubiła. Ostatnia ławka więc była idealnym miejscem, by unikać natarczywego wypytywania. Nauczyciel rozpoczął już po chwili ich lekcje, gdy ona tymczasem wyciągnęła z plecaka szkicownik i zaczęła rysować. Czemu tak? Nie chciała słuchać kolejnej dyskusji na temat I wojny światowej, kiedy zapewne znała już wszelkie informacje na jej temat. To było tylko marnowanie czasu. Stąd też skupienie się na rysowaniu fikcyjnej rzeczywistości mogło być bardziej wartościowym i ciekawszym zajęciem. Gdzieś tak w połowie lekcji, gdy ona dalej ołówkiem dorysowywała kolejne szczegóły rysunku, profesor zaczął męczyć jakiegoś ucznia. Słyszała zmagania nieszczęśnika, który usiłował jakoś wyratować się na najmniejszą pozytywną ocenę i tym samym uniknąć jedynki. Czy mu się udało? Wątpiła po tonie rozmowy.

                - Panno Nayge - rozległ się niemalże po chwili głos, gdy przestała słyszeć odgłosy zmagającego się z tematem ucznia. Westchnęła. Wiedziała, co zaraz usłyszy - Może nam pani opowiedzieć, co nieco na temat tego, jak wyglądało życie w Polsce po zakończeniu pierwszej wojny światowej?
- Dobrze - mruknęła zniechęcona i zaczęła odpowiadać - W Polsce za datę zakończenia wojny uznaje się 11 listopada 1918, kiedy Niemcy podpisały akt kapitulacji. I chociaż niby wojna została zakończona, tak po niej pozostało wiele nierozwikłanych spraw dotyczących Polski. Główną taką sprawą były kwestie sporne dotyczące jej granic. Bowiem wraz z zakończeniem wojny odzyskała ona niepodległość, ale i tak jej dawni zaborcy nie zgadzali się do końca na oddanie terenów, które ona uważała za swoje [...] - opowiadała dalej, jak wyglądało ustalanie bezspornych granic z każdą ze stron, z którą Polska posiadała konflikt graniczny oraz jak naprawiono w niej rząd i wszelkie inne związane z tym sprawy, a reszta klasy była w nią zapatrzona. Ona zdawała się nie zwracać na to uwagi i prowadziła wypowiedź do końca lekcji. Wraz z zadzwonieniem dzwonka nauczyciel historii uśmiechnął się do niej, a ona zwyczajnie jak każdy spakowała się i wyszła. Cieszyła się też, że to była tego dnia ostatnia lekcja. Zaliczyła jeszcze szatnie, a potem poszła za sznurem uczniów do wyjścia ze szkoły. I znowu ta sama sytuacja - grupki przed nią, za nią i z boku , a ona samotnie zmierzająca krok za krokiem. Westchnęła. "Przynajmniej dobrze, że już dziś kończę " pomyślała i zaraz odbiła od całej gromady uczniów idącej na przystanek w kierunku parku. Nie miała blisko do domu, mogła podjechać autobusem, ale jakoś nigdy z przyzwyczajenia nie korzystała z tej opcji. Zawsze wracała pieszo. Tłumaczyła to kiedyś tej jedynej ze szkoły, z którą rozmawia, dlaczego tak. a nie inaczej wraca. Wytłumaczenie było proste. Powiedziała jej, że lubi spoglądać na przyrodę, bo jeszcze patrząc na zmiany w niej, czuję rozluźnienie i relaks, a autobus to uczucie zabija. 

              Właśnie przyroda.. Był listopad. Drzewa wokół już nie miały liści. Niedługo spadnie śnieg. Zwykła kolej rzeczy.. Będzie biało, ślicznie, ale niestety zimno.. no i nie będzie zwierząt, które teraz jeszcze miała okazje dostrzec. Szykowały się do zimy.. "Wy też żyjecie tylko po to, by przetrwać" pomyślała dziewczyna cały czas maszerując...Tak - zdecydowanie czuła się jak one. Nie robiła nic nad program tego, co było jej potrzebne. Nauka? To miałoby zaburzać to stwierdzenie? Dlaczego? Uczyła się też, bo musiała. Zresztą informacje od tak były przyswajane przez jej organizm, a nie dlatego, że jakoś specjalnie się uczyła. Nigdy. Nie szukała informacji ani w książkach, ani internecie, ani telewizji. Tych wynalazków używała tylko wtedy, gdy jakoś chciała zabić czas. Zresztą czy w ogóle takie szukanie wiedzy było potrzebne? "Szkoda, że już niedługo uśniecie i zobaczę Was znowu na wiosnę.. " pomyślała, gdy zobaczyła przebiegające wiewiórki.. "Przy Was chociaż przez chwilę mogę nie być sama.. chociaż utrzymuję, że ludzie mi niepotrzebni" miała ochotę porozmawiać z wiewiórkami, ale jednak nie wypowiadała swoich myśli na głos. W końcu i tak zwierzęta, by na nią nawet nie spojrzały, a co dopiero, gdy idzie o zrozumienie.. Kontynuowała spacer w stronę domu dalej. 


***

I kolejny rozdział w końcu się pojawił.. Nie wiem, czy tak chciałam, by wyglądało to zakończenie, bo początek rozdziału wisiał w moich szkicach już jakiś czas.. Nie wiem, bo nie wydaje mi się najlepszy.. A jednak nie wiem też, czy potrafiłabym wymyślić coś innego, lepszego. Jak na razie historia powoli się rozwija. Chociaż ja doskonale wiem, jak się skończy, tak środek doprowadzający do końca nie jest jeszcze pewny i postanowiony w mojej głowie. Znam tylko zakończenie. Ciekawe, czy się zmieni.. Zdradzać nie mam zamiaru. Mam nadzieję, że pomimo, że jakoś tak kończy się ten rozdział bezbarwnie i nie wnoszę nim żadnych nowych postaci do opowiadania, to i tak się rozdział się Wam spodoba. Ta dziewczyna, której sama Nayge nie uznaje za przyjaciółkę, ale z którą rozmawia powinna się pojawić w kolejnych rozdziałach, co do chłopaka, z którym nasza bohaterka miała przyjemność się ostatnio widzieć, on zdaje mi się, że będzie w następnym rozdziale... ale to się jeszcze zobaczy.. Już przy początku tego opowiadania pisałam, że rozdziały mogą się pojawiać w długich odstępach czasowym, za co bardzo przepraszam.. Jakoś tak - moja wena ze mną nie współpracuję, a dosyć często jak już jest to podsyła nowe pomysły, a nie pomaga w kończeniu tych, które zaczęłam.. no nieważne :) 

Wszystkim, którzy to czytają życzę miłego czekania.. :D
Aven~

2 komentarze:

J. Majkowska pisze...

Przeczytałam ten rozdział, jak i poprzedni wpis o Walentynkach, ale pozwól, że skupię się na tym. Nie lubię święta 14.02 i mimo tego, że opisana przez Ciebie historia nie odnosi się bezpośrednio do dnia zakochanych, ale do fikcyjnego świata pełnego wilków i gonitwy w lesie, bardzo kojarzy mi się z tym dniem.

To niewiarygodne, jak dobrze rozumiem główną bohaterkę. Może nie tyle ja sama się z nią utożsamiam, co idealnie pasuje mi do postaci Joslyn z mojego poprzedniego opowiadania. Również rysuje i dobrze się uczy, no i zachwyca się zwykłymi rzeczami, a jednocześnie ma pesymistyczne myśli. A może po prostu na świecie wiele jest takich ludzi. W każdym razie rozumiem tę pasję Nayge do rysowania, bo rzeczywiście dobrze jest móc choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości, przelać swoje myśli na papier, wyrazić w jakikolwiek sposób, czy to przez taniec, pisanie, czy właśnie poprzez rysowanie. Chyba każdy z nas potrzebuje czasem takiej odskoczni, która pozwala oczyścić umysł.
Główna bohaterka niewątpliwie jest samotna. Znajduje się wśród tłumu, ale tak naprawdę nie ma nikogo blisko siebie. Zastanawiam się tylko, czy to nie jest sytuacja, której dziewczyna sama jest sobie winna. Może nie potrafi się porozumieć z ludźmi, ale gdyby spróbowała? Nawet jeśli na początku rozmowa nieco by się nie kleiła, to z czasem byłoby coraz lepiej i może znaleźliby się prawdziwi przyjaciele.
A zachwyt przyrodą rozumiem doskonale, bo sama uwielbiam podziwiać otaczający mnie świat. Czasami rzeczywiście o wiele lepiej jest pójść na spacer, niż jechać w zatłoczonym autobusie. Można wtedy odkryć, że wokół nas jest wiele pięknych miejsc, których normalnie nie zauważamy. Albo można poczuć zapach wiosny (a tak swoją drogą, to już kilka razy w tym roku dało się poczuć ten zapach i to bardzo mnie cieszy :))

Mam też prośbę. Jeśli to nie kłopot, to czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Dodałam Twojego bloga do listy obserwowanych, ale coś jest nie tak i nie widzę, kiedy pojawiają się nowe wpisy. Własnie dlatego wcześniej nie przeczytałam postu walentynkowego...
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
b-u-n-t

Whatever and Whoever pisze...

A prosiłam, żebyś mnie informowała? Gdyby nie moje jasnowidzenie :P, to skąd miałabym wiedzieć, że dodałaś dziś nowy rozdział opowiadania, które tak bardzo mnie interesuje? Ale - jak widzę - nie tylko ja mam problem z obserwowaniem Twojego bloga...

Widzę, że Twoja bohaterka jest dobrym obserwatorem. Zazwyczaj ludzie dzielą się na grupy, łączą się podobni do siebie. Brakuje mi tylko grupy pozerów. Indywidualizm jest piękny, aczkolwiek wyłącznie, gdy pochodzi z głębi serca. Najgorsi są ludzie, którzy udają innych po to, by zwrócić na siebie uwagę. Banda pozerów hańbiących oryginalność!
Rozgrzebywanie dawno już zabliźnionych ran boli. Dlatego właśnie wspomnienia bywają okrutne. Staramy się nie wspominać przyjaciół przez długi czas, by potem nie móc uwolnić się od tego, co nas łączyło. Często udajemy twardych, by zatuszować targające nami emocje. Niestety, czasem silni na zewnątrz stajemy się krusi niczym szkło wewnątrz. Nie dziwi mnie również, że nie chciała towarzystwa swojej pseudoprzyjaciółki. Osoby, które chcą nam pomóc, gdy pragniemy samotności są tak frustrujące! Czasem człowiek potrzebuje chwili spokoju, wytchnienia, ciszy...
Pozazdrościć takiej szkoły, w której w ostatniej ławce można liczyć na święty spokój. U mnie zazwyczaj "najciemniej jest pod latarnią". Jednakże rysowanie nie wyklucza słuchania. Być może wiedza dziewczyny jest spora, ale zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. Szkoda, że nie dokończyłaś wypowiedzi dziewczyny. Przydałoby się wspomnieć coś o koncepcjach Piłsudskiego i Dmowskiego, a także o kompromisie, jakim można określić Paderewskiego. Trzeba niedouczony naród uświadomić!
Widzę, że odwołujesz się do sentymentalizmu. Mam wrażenie, że w Twoim opowiadaniu przyroda nie jest jedynie tłem wydarzeń. Piesze spacery i kontemplacja natury dają człowiekowi ukojenie, wytchnienie. I pozwala wiele przemyśleć. Ukazuje cykliczność, marność, przemijanie, a jednocześnie piękno...
W ostatnim akapicie właśnie uświadomiłaś mi, że bohaterka okłamuje samą siebie. "Utrzymuję, że ludzie mi niepotrzebni..." Jej zachowanie do niczego nie prowadzi. Są ludzie, którzy dobrze czują się otoczeni mrokiem samotności. Reszta jednak to zwierzątka stadne. Po co więc dziewczyna się unieszczęśliwia i okłamuje samą siebie?
Pozdrawiam!
PS. Skąd wiedziałaś, że kocham wiewiórki? ;)

Prześlij komentarz