niedziela, 29 grudnia 2013

*** Nowy rok.. Podsumowanie tegorocznogo.. *** Przerywnik

Za dwa dni sylwester.. Za trzy już Nowy Rok. :x

I teraz pewnie prawie każdy człowiek podsumowuję swój tegoroczny roczny wkład w myślach. Pewnie ludzie zastanawiają się, co schrzanili sami i mogliby zrobić lepiej, co było wykonane przez nich dobrze, a nawet perfekcyjnie, jak i również myślą o tym, co po prostu z przyczyn niezależnych od nich wynikło w owym roku tak, a nie inaczej. Zapewne również te osoby rozważają, jak można sprawić aby w przyszłym roku bilans samopoczucia i załatwionych spraw był dla nich bardziej korzystny. Stąd też między innymi biorą się postanowienia noworoczne. Wszystko by sprawić swój rok życia lepszym, by być bardziej zadowolonym z siebie.

To mój blog, więc chyba wypadałoby napisać coś konkretniej, co sama na ten temat myślę. Jaki był ten rok dla mnie, a raczej czy jest jedno słowo, którym mogłabym go najtrafniej opisać? Niezbyt. Bo przecież nic nie jest tylko złe, lub tylko dobre... Eh.. Do rzeczy. 2013. Dla mnie był to chujowy rok. Chujowy, beznadziejny (by było ładniej ;3), ciężki. Wiele rzeczy się zepsuło. Wiele po prostu zmieniło się na gorsze. Do kilku spraw trzeba było się przyzwyczaić. Często łapałam dołki, chociaż to akurat jakaś nowość dla mnie nie jest, lecz tym razem były one silniejsze. Silniejsze niż jakiekolwiek wcześniej. Silniejsze, bo nie umiałam sobie z nimi poradzić i czasem po prostu chciałam się poddać.. nie starając się z czymkolwiek walczyć. Tak to jest, gdy życie zmienia swój tor i pogarsza się z chwili na chwilę. Ty myślisz, że już zaczyna być lepiej, bowiem coś sprawia że wykonujesz krok w górę ku szczęściu, ale zaraz spadasz o dwa stopnie w dół ku ironii i własnej nadziei. A jednak nie myślcie, że tak tylko było źle, że chcę się nad sobą użalać. Nie - to nie dla mnie xD. Te całe zło.. te wszystkie niefajne rzeczy, które w tym roku wynikły.. one też dały mi bardzo dużo.. I to też skłania się na kolejne określenie dla tego roku.. Był bardzo uczący. Pokazał mi inne spojrzenie na świat. Nauczył, że nie wolno się poddawać. Był dzięki temu m.in również zajebisty.. Zajebisty w tym, że poniekąd nieco dorosłam :). No i jest jeszcze jeden argument dla tej zajebistości.. - poznałam nowe osoby, nieważne, czy to na rpg, czy realnie.. Dla mnie i to, i to ludzie. A to, że jednych od drugich różni to, że mogłam na garstkę spojrzeć na żywo, niekoniecznie świadczy, że mam kogoś bardziej traktować poważnie lub nie. ;3 No i przede wszystkim ten rok pokazał mi znowu, że na pewnych ludzi mogę zawsze polegać. To oni pomagali mi cały rok z mą psychiką, by przypadkiem naprawdę nic złego się nie stało od jej zaburzeń. Dziękuję im za to.. I to chyba już przy każdej notce tutaj nie opowiadaniowej.. Za to, że po prostu są..

No dobrze.. to teraz parę postanowień ode mnie na 2014:
 - Po pierwsze : Chcę żyć chwilą, ale nie do przesady, lecz tak by po prostu dobrze się bawić, ale zachowując przy tym własny kodeks moralny, aby niczego nie żałować
- Po drugie: Chcę znaleźć gdzieś zajebistą motywację do swoich planów i już z nich nie rezygnować
- Po trzecie: Chcę mniej wpadać w zły nastrój, zwalczać swe dołki znikąd jeszcze bardziej tępiąc je.. bo może jednak kiedyś one w ogóle znikną?
- Po czwarte: Chcę dalej, by Ci najważniejsi odczuwali, że zawsze mogą na mnie liczyć...i nawet nie śmieli w to zwątpić.
- Pięć.Chcę dalej poznawać zajebistych ludzi
I reszta postanowień już taka drobniejsza..
Chcę dobrze zdać maturę i dostać się na studia ;3

Cóż.. to wszystko.. Czuję, że ten rok będzie genialnie dobry dla mnie.. W końcu już jest lepiej niż parę miesięcy temu. Nie wierzę, że znowu wszystko mogłoby się spierdolić .. :) Wierzę zaś, że w końcu będzie dobrze...


Z góry też chciałabym życzyć wszystkim, aby nadchodzący rok był takim waszym wymarzonym, takim, że nie będzie chwil smutku, załamań.. no i żeby np. wszystkim, którzy czekają na miłość, trafiła się właśnie ona i to taka w kij zajebista. Życzę, aby każdy samotnik znalazł własne grono znajomych, aby nikt nie przeżywał zbyt dużych problemów.. No po prostu żeby ten rok był lepszy niż każdy inny. :3 A.. i tym którzy piszą.. życzę weny... samej sobie również, bo ostatnio coś mam z nią problem.

środa, 13 listopada 2013

*** Błędy... *** Przerywnik

                     Błędy. Każdy z nas ma z nimi do czynienia. I to niezależnie od wieku. Mi mówią: "przecież jesteś jeszcze dzieckiem" . I nieważne, że niedługo prawnie stanę się dorosła. To jest nieistotne - dla niektórych zawsze nim będę. Można by przypuszczać, że powinno mnie to wkurzać. Jednakże tak naprawdę stwierdzam, że mogą mnie oceniać i wszyscy w kategorii dziecka. Nie jest to ważne, a zresztą ja nawet chcę pozostać dzieckiem. Wbrew pozorom duża ilość dzieci jest mądrzejsza od rzekomych "dorosłych". Często poprzez to, że nie zatraciły one wyobraźni mają lepsze spojrzenie na świat. Jak i czasem okazuje się, że w swej rzekomej dziecinności są one bardziej dojrzałe od rodziców, a nawet przejmują ich obowiązki. Lecz nie to popycha mnie ku temu, by walczyć ze swoją naturą i zawsze być mentalnie dzieckiem. Pragnę tego, bo gdybym utraciła zdolność wyobraźni, zdolność do dziecinnych zachowań, zabawy, straciłabym siebie. Ale wracając do tematu bardzo żałuję wielu spraw, które się wydarzyły. Pewnie też nieraz macie taką myśl, że chcielibyście coś cofnąć. Szkoda, że to nie działa tak na zasadzie systemu naszych chęci. Szkoda, że właściwie jest to niezależne od nas, a czasu nie da się cofnąć. Chociaż, czy gdybyśmy cofnęli się w czasie i naprawili rzecz z przeszłości, czy tym samym i nie zepsulibyśmy czegoś w przyszłości? Przecież ona musiałaby ulec zmianie, a wtedy moglibyśmy stracić coś, co aktualnie jest dla nas istotne i nie wiadomo, co jest lepsze. Odwieczny dylemat zapewne każdego, kto myślał o książkowym oraz filmowym "wehikule czasu", co by było gdyby ten istniał i jak można by było go wykorzystać.

                       A jednak gdyby tak można było naprawić dawne, zepsute relacje i przy tym nie niszczyć istniejących, czy nie każdy by z tego skorzystał? Ja na pewno, bo brakuje mi pewnych osób. Tych, których kiedyś uważałam za przyjaciół, z którymi wiązałam przyszłość, a teraz? Teraz nawet słowa nie jestem w stanie z niektórymi zamienić, bo po prostu albo byłaby to bezowocna próba z mojej strony nawiązania kontaktu, albo też zwyczajnie czuję się głupio z tym, że to przecież i ja w tym nawaliłam. Nigdy bowiem nie jest tak, że tylko jedna strona jest winna. Relacja międzyludzka składa się z co najmniej 2 osób i każda z nich w relacji ma jakiś swój wkład. Eh. Dlaczego życie nie jest prostsze? Dlaczego na świecie nie panuję wszędzie pokój? Dlaczego, aby istniało szczęście, to i musi istnieć i ból? 

                       Są jeszcze i innego rodzaju błędy. Takie, których nie da się naprawić i one, gdy raz zaistniały w życiu człowieka, tak i siedzą w nim już do końca. Przynajmniej ja tak uważam. Są to błędy natury psychicznej, bardzo głębokie, bardzo zawiłe i dziwne. Niektórzy pewnie się ze mną nie zgodzą, a jednak ja wiem jak jest ze mną. Nie uważam się za normalną. A wiąże się to z tym, jakie myśli nieraz miewam, które jednak pozostawię dla siebie. One mnie nieraz spychają na dno, w stan niemalże depresyjny, a jednak zawsze i tak daję sobie z nimi radę. Od tak nauczyłam się z nimi koegzystować. Nauczyłam się walczyć z dołkami i tym wszystkim, a jednak szkoda, że to tylko wiąże się z przeszłością, o której nie umiem zapomnieć. 

                       Wiecie najmniejsza zła sytuacja, która dzieje się w życiu młodego człowieka od chwili jego narodzin... ona może sprawić skazę na jego psychice. Cóż - życie jest dziwne... 

                        Jedno wiem - należy uczyć się na własnych błędach i starać się ich nie powielać, ani też przypadkiem nie powielać innych lub też stwarzać nowe...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Hidden Dreams Rozdział I

Hmm dziękuje za miłe komentarze. Tak więc postanowiłam na nie odpowiedzieć na swój sposób.

* Po pierwsze cieszę się, że Was zaciekawił mój prolog, chociaż w sumie jakoś znaleźliście bloga przypadkiem. To akurat wiem, gdyż ja nigdzie swego bloga nie reklamuje. Nie cierpię reklamy i dlatego na żadnym czytanym przez siebie blogu nie wspominam, że sama piszę. Robię to dla siebie. A więc i przypomnień pisać nie będę - ten, komu naprawdę zależy na tej opowieści, sam tu wejdzie i zapamięta, że to miejsce istnieje. Wracając, ten blog powstał z myślą, że jak będę miała zły humor, albo jakąś wenę, a nie będę chciała umieścić weny na kartce, lub w pamiętniku, to po prostu napiszę coś tutaj. Kocham pisać. Pisanie mnie odpręża, pozwala się wyzbyć miliona myśli na minutę. No i przede wszystkim chciałabym kiedyś, żeby jakieś moje dzieło trafiło do wydania. Jedną rzecz ku temu już piszę. Nieważne. Ponieważ zapewne niektórzy będą tu przy natknięciu się na ten adres pojawiać, by tylko się zareklamować od dzisiaj stwarzam dla takich miejsce tj. zakładkę o nazwie kontakt. Z góry zaznaczam, że nawet jeśli ktoś mi zostawi swój link, nie oznacza to, że wezmę się za czytanie jego opowiadania. Bo jeśli wejdę na jego bloga i stwierdzę : "Nie - ten pomysł jest kompletnie do kitu, albo no nie dla mnie" to po prostu sobie odpuszczę. A jeśli mi się spodoba, to oczywiście przeczytam, choć nie zawsze zostawię komentarz.

* Z góry też proszę, by nikt w swych komentarzach nie zakładał, że niby moja opowieść jest podobna do jego. To co tutaj tworzę, nie jest na podstawie czegokolwiek. Nie pomagam sobie żadną książką, pomocą naukową, ani czymś takim, co wpłynęłoby na inspirację. To czysta fikcja, chociaż też i uprzedzam, że fikcja możliwa do zrealizowania. Lubię fantasy, ale ponieważ ostatnio mam mało czasu na książki, tak ciężko samej wymyślić mi coś kreatywnego i w ogóle ciężko z tym gatunkiem, co do pisania. Skończę tylko LO i przypomnę sobie, co nieco, by rozbudować swą wyobraźnie, a raczej naprawić. To co tutaj powstaje jednak na razie jest tylko realnym światem, zbudowanym z moich odczuć, wizji i częściowo własnych pragnień.
* Dodatkowo, ponieważ nie chcę nigdy pisać na siłę, to przepraszam za to, że ktoś może w nieskończoność czekać na rozdział. Bowiem wszystko ma być tak, bym się nie wstydziła, że to napisałam. Chociaż uprzedzam - mam własną składnie xD własny jej typ. Dziwny. To tyle z mojej strony i zapraszam do czytania. Nie przedłużam i zapraszam do czytania ^^


/..../

              Noc. To niby nią jest tak cicho, tak spokojnie. Niby to w jej czasie ludzie śpią i śnią o sobie tylko znanych marzeniach. W ciemności zaś, która jej towarzyszy, mówi się, że można dostrzec najgorsze koszmary. Uważa się, że ciemność, mrok i noc są niebezpieczne w związku z tym, że za każdym rogiem może czyhać na nas ktoś, kogo nie widzimy, a kto nie będzie miał miłych zamiarów. Innymi słowy : Niebezpieczeństwo. Tak, bo przecież noc to gra cieni, jednych ciemniejszych od drugich, strasznych. Ta gra cieni sprawia przecież, że nawet najmniej straszna rzecz nagle staję się potworem. I mimo że pozornie wszyscy o tym czasie powinni być w łóżkach, tak jednak są tacy, którzy wykorzystują noc do tego, czego w dzień nie zrobią, czyli między innymi do picia w parkach grupkami przyjaciół, czy też do zrobienia rzeczy złych, napadów, przestępstw. No i wśród tych ludzi zdarzają się też i tacy, którzy nie mogą po prostu spać.. I właśnie w tym wszystkim razem do kupy wziętym ta pora dnia ma swój niezaprzeczalny urok....

               Znowu bezsenna noc. Która z rzędu? 2? 3? A może 15? Nie liczyła już tego. W każdym razie chociaż dzisiaj miała zamiar zakończyć dzień dosyć wcześnie i po prostu zasnąć, tak gdy tylko znalazła się w łóżku, tak i nie wychodziło jej zamknięcie oczu. Zupełnie jakby jakiś złośliwy duch nawiedził jej ciało i odpowiadał za zachowanie jej organizmu nie pozwalając mu zmrużyć oka. A przecież nie było jakiś głębszych powodów, by sen był taki ciężki do nadejścia. Nie miała przecież żadnych nowych problemów. W końcu tak układała sobie życie, by się niczym nie martwić. A to, że znowu pozostała sama w domu, bez opieki i zdana na siebie? Żadna nowość. Przywykła do tego wszystkiego i radziła sobie wcale nieźle z tą sytuacją. A przede wszystkim nie miała jakoś kłopotów z zasypianiem pod nieobecność swych opiekunów, jak to ich nazywała. Błędy, które się pojawiły w rodzinie, sprawiły, że jakiekolwiek więzi między nimi zniknęły, a rodziną byli już tylko formalnie, chociaż przynajmniej pozornie udawali dobrą rodzinę ... Jej rodzice wiecznie zajęci pracą, rzadko, kiedy wymieniali choćby jedno słowo z własną córką, jak i w ogóle nie pytali, co u niej.. Chociaż nastolatka zdawała się tym nie przejmować. Nawet ich częstotliwość widywania się i brak pobytu w domu w większości dnia przestał ją niby obchodzić, a w każdym razie zdawało się, że nie wzrusza jej to. Było, jak było i należało przywyknąć. Tak więc oni w stu procentach nie ponosili winy za to, że nie mogła zasnąć. Zresztą już też nieraz bez nich zasypiała. Co więc mogło być innym powodem nie spania? Żadnego nie dało się znaleźć. Przynajmniej jakby jej się ktoś zapytał, czy męczy ją coś, odpowiedziałaby, że nie. W końcu nie musi się martwić o nikogo, a jej rodzina i ona sama.. jakoś nie mają problemów prawda? Samotność przecież problemem nie jest. To też kwestia przyzwyczajenia. Mimo wszystko usiłowała wymusić na sobie chęć do snu. Połknęła nawet jakieś tabletki, ale i one nic tu nie dały, tylko zadziałały jak zwykłe cukierki. Z niechęci zaczęła nawet chodzić po salonie i ćwiczyć, ale zmęczenie nadal nie nadchodziło. Jakby nie wiedziała, że gdy u niej występują takie dni, to takie sposoby są praktycznie z szansą równą zero na pozytywny rezultat. Gdy jednak przekonała się, że to nie pomaga po raz enty, przerwała i walczyła ze sobą, by czegoś nie rozwalić. A co zrobiła następnie? Porwała z wieszaka kurtkę, zabrała swój telefon chowając do kieszeni i wyszła z domu zamykając go. Przecież skoro nie mogła spać to bez sensu samotnie w nim siedzieć, a noc.. była piękna. I w sumie gdyby ktoś dał jej taką możliwość - mogłaby zamienić noc z dniem. W nocy bardziej się czuła pewnie, kiedy nikt nie widział jej twarzy dokładnie i skrywane przez nią uczucia były bardziej bezpieczne. Westchnęła, rozkoszując się powietrzem, które poczuła z pierwszymi krokami.. Jej kroki prowadziły ją do parku, ale czy jakoś im przerywała prowadzenie? W żadnym możliwym wypadku. Wręcz przeciwnie sama chciała tam siedzieć i chociaż wiedziała oraz znała wszelką teorie o jego niebezpieczeństwach nocą, nie bała się. Nieraz już tam chodziła. To było takie jej idealne miejsce do przemyśleń, chociaż dziś raczej starała się ich unikać. Po jakimś czasie wyjęła z kieszeni kurtki słuchawki, które włożyła sobie do uszu i dzięki którym odpaliła muzykę w telefonie. Znajome nuty uspokajały ją i sprawiały, że strach nie mógł się pojawić. Stawiała krok za krokiem wśród rozrzuconych wszędzie liści, nawet gdy już przekroczyła próg parku. Przy okazji omijała jakieś grupki 2-3 osobowe, lub i większe, które piły piwo i śmiały się wzajemnie. Ktoś na nią nawet spojrzał z nich, jakby była jakimś towarem na rynku, ale posłała mu znaczące spojrzenie i ruszyła dalej. Nie miała czasu na zaczepki. Zresztą i tak nigdy nie miała ochoty z nikim rozmawiać. To, że nagle znalazła się w jej szkole osoba, której pozwalała na wymianę zdań z sobą, wcale nie spowodowało zmiany jej nastawienia. Ludzie byli śmieszni z tą swoją przyjaźnią, z relacjami miłości, czy też jakiegoś kontaktu. Tak naprawdę to wszystko było niepotrzebne jej zdaniem. W końcu możemy żyć bez czyjegokolwiek oparcia, ograniczając kontakty do minimum, do tego, czego sami potrzebujemy od innych uzyskać, by przetrwać, a więc informacji. Świat zbudowany został tak, że w zasadzie każdy człowiek rodził się, by wykonywać to samo, czyli urodzić się, dorastać, pójść do szkoły, następnie do pracy i umrzeć. Nie pozostawało nic więcej, a przynajmniej reszta nie była w życiu kompletnie przydatna, ani nie spełniała życiowych potrzeb człowieka, który do egzystencji potrzebował jeść, pić, spać i... Takie miała podejście do tego wszystkiego. Tak więc nie próbowała nawiązać kontaktu z nikim i poszła w swoją stronę, zatrzymując się dopiero parę naście kroków od nich, już nie będąc na ich widoku. Dotarła  do murku i usiadła na nim. Spojrzała w niebo. Tak było idealnie. Murek pozostał z dawnej budowli, która kiedyś tam stała i chociaż władzę miasta chciały go usunąć, tak okoliczni mieszkańcy sprzeciwili się stwierdzając, że ma on swój swoisty charakter w tym parku. I o dziwo wszystkie dzieci dawniej miały z niego swój pożytek bawiąc się przy nim w twierdzę i rycerzy. I ona się kiedyś tam bawiła, ale to było dawniej, dużo dawniej. Zgarbiła się nieco czując silny podmuch jesiennego wiatru. Tak bardzo nie chciała wspominać, nie tego, nie jego, ale naszło ją i od razu zalały ją obrazy.
/***/
10 lat wcześniej...
Naaaay.. cześć - przywitał się z nią siedmioletni chłopiec, ciemny blondyn.
Na jego twarzy gościł uśmiech, jak zawsze, gdy tylko ją widział. W sumie tak było z ich obojgiem, bo oboje dobrze się czuli we swoim towarzystwie. Dziewczynka, odwzajemniła uśmiech i zaraz nie czekając na kolejne słowa zapytała pierwsza:
- Idziemy się pobawić Thane? W twierdzę? 
- Ciebie to nigdy nie znudzi? Ale nie martw się mnie też nie.. jak najbardziej tak.. tylko, że tym razem proponuje coś bardziej ciekawego niż śluby.. 
Zaśmiała się.
- W sumie masz rację. Co Ty powiesz o wyprawie na smoki?
- Okey. Ale będziemy walczyć i między sobą o prawo zabicia smoka.. 
- Zgoda - powiedziała.
Podali sobie ręce i zaczęli się bawić. Oczywiście w międzyczasie, gdy zabawa trwała w najlepsze ich umówione plany się nieco zmieniły i podochodziły nowe. Ale jedno okazało się pewne. Chociaż zawsze wygrywał wszelkie walki Thane, tym razem walkę wygrała ona, chociaż oboje byli poobijani. I bawili się tak dosyć długo, aż zmęczeni upadli na trawę, obok siebie. Długo dało się słyszeć tylko ich równe oddechy i usiłowanie złapania powietrza. Nawet nie zwracali uwagi na to, że robi się późno, w końcu w swoim towarzystwie mogliby spędzić wieczność. 
- The, kim chcesz zostać w przyszłości? - zapytała dziewczynka
- Strażakiem, albo nie.. Policjantem.. albo Wojownikiem sprawiedliwości - nagle się rozentuzjazmował jej przyjaciel podając kilka propozycji, każda inna - a Ty?
- Nie wiem sama.. Bo przecież.. tyle fajnych rzeczy można robić..
- Ale co na przykład podaj
- Wiesz.. chciałabym, żeby ta nasza zabawa nie była tylko zabawą.. by smoki istniały, a my.. żebyśmy nie tyle, co bili się o prawo zwalczania ich przez jedno z nas, lecz byśmy działali wspólnie... taak to byłoby fajne
- Też bym chciał. I całą resztę stworów, które do tej pory pokonaliśmy... 
- A może one istnieją? - rozmarzył się chłopak
- Tak sądzisz? - zapytała z nadzieją w oczach
- Mogłyby, tylko po prostu zwykli ludzie nie mają o tym pojęcia. Nie dostrzegamy ich, bo gdzieś się kryją i szykują zasadzkę. 
- Ouu
- Moglibyśmy... Moglibyśmy.. Wiem.. Nay tworzymy specjalną drużynę do walki z nimi. Ja mianuję Cię moim głównym współpracownikiem - wstał i mówił pod wpływem emocji bardzo poważnie. - uwolnimy świat od zła . Ty i ja - przeszkoleni wojownicy sprawiedliwości.. - pokazał jej piątkę i ona mu przybiła.. Od tej pory miał istnieć ich team...

5 lat wcześniej...

Siedziała na murku. Czekała na niego. Umówili się na wspólną zabawę, a on się spóźniał. Czemu? Wiedziała, że warto poczekać. W końcu każdy dzień z nim spędzony na kreowaniu wspólnego świata sprawiał jej tyle przyjemności.. Zresztą od kiedy go poznała, miała tylko jego. Cały świat dla niej był nim i jej rodziną. On był jej najlepszym przyjacielem, jedynym jakiego miała, chociaż mogła mieć ich więcej. Był kimś, na kogo zawsze mogła liczyć, komu mogła powiedzieć o wszystkim, kto po prostu był, chociaż byli tylko dziećmi. W szkole żadnej dziewczyny, z którą spędzała czas i nawet z którą się bawiła, nie traktowała tak jak jego. W końcu one były nieważne, a on... zawsze będzie ważny. Tak więc nie mogła pójść z umówionego miejsca, lecz powinna dalej na niego czekać. W końcu przyszedł, jakiś taki.. od razu wydawał się inny. Jakby był inaczej ubrany? Zbadała wzrokiem pobieżnie każdy kawałek jego ciała, ale nie dostrzegła nic nieznajomego i nowego. Nie rozumiała, ale miała złe przeczucia.
- Cześć Nayge. Przepraszam, że długo czekałaś.
- Nie szkodzi. Wynagrodzisz mi to.. 
- Nie. Nie tym razem. Właściwie .... -zamilkł
- The, co właściwie? O co chodzi? - po kilku minutach milczenia spytała, podniosła się z murka i podeszła do niego
- Właściwie nie przyszedłem się zająć naszą zabawą.
- A czym? Co się stało? Mów.
- Nayge. Nie wiem, jak Ci to powiedzieć. Ja wyjeżdżam.. 
- Ale niedaleko prawda? Albo na chwilę? - zapytała z nadzieją
- Nie. Właśnie nie. Rodzice.. my wyjeżdżamy z kraju. Przyszedłem się pożegnać.. I jeśli będziesz chciała, ostatni raz pobawić, ale musiałem Ci to wpierw powiedzieć..
- Kiedy? 
- Jutro z samego rana.
- Na jak długo? Wrócisz na święta? Za miesiąc?
- Nie.. Nayge. Ja .. ja nie wiem, kiedy wrócę... Być może nigdy. Rodzice..
Widać było, że 12-latka walczy z łzami, które chciały się pojawić z jej oczu. I jakoś skutecznie nad nimi panowała..
- Nie możesz.. Nie możesz mnie zostawić..
- Nay.. ja wcale nie chcę. I .. to nie mój wybór.. 
- Nie mówisz tego, jakbyś nie chciał
- Po prostu się pogodziłem.. dostaniesz mój kontakt...
- Nie chcę.. Nie chcę byś znikał.. ja.. - zerknęła mu w oczy.. - będę tu sama bez Ciebie..
- Nie będziesz.. obiecuje. 
- Obietnice.. ciężko ich dotrzymać.. i mimo tego, co mówisz.. nie będzie Cię tutaj.. ja.. nienawidzę Cię Thane.. - powiedziała nagle wybuchając płaczem i pobiegła w stronę domu. 
Nie gonił jej. Wiedział, że to bez sensu. W końcu nie miał żadnego wpływu na to, że i tak jutro zniknie, a pobiegnięcie za nią nic nie da.. Miał tylko nadzieję, że kiedyś mu wybaczy, albo że jeszcze kiedyś się spotkają... Odszedł.
/***/
              Wspomnienia. Lubią pojawiać się nieproszone.. Z jej oczu mimowolnie poleciały łzy. Zawsze, gdy to wspomnienie ją nachodziło, musiała z nimi walczyć. Zwłaszcza, że nie chciała z nikim dzielić się swym bólem z przeszłości. Nikogo on nie powinien obchodzić.. Był jej. Tylko jej i nikt nie był w stanie tego zniszczyć.
- Cześć mogę się dosiąść? - usłyszała młodzieżowy głos chłopaka i od razu wycierając oczy, zerknęła w jego kierunku. Przed jej wzrokiem pojawił się wysportowany, szczupły, młody, ciemno-brązowowłosy chłopak. 
- Nie. Nie masz kogo innego podrywać?! - wydarła się na niego, nie zauważając nawet, że słuchawki wypadły jej z uszu.
- Oj widzę, że trafiłem na młodą, wściekła. Masz pecha, bo nie zamierzam się Ciebie posłuchać. - usiadł obok niej
- A ja nie mam zamiaru z Tobą siedzieć.. Żegnam - wstała i zaczęła iść do domu. Nie szedł za nią, a tylko odprowadził ją wzrokiem...

czwartek, 31 października 2013

Hidden dreams... Prolog

             Plany. Marzenia. Jakieś trzeba mieć w życiu, by jakoś je znosić na co dzień.. Przynajmniej tak się powszechnie zakłada, że każdy do czegoś dąży. Zakłada się, że każdy ma jakiś cel w życiu - wystarczy go tylko odkryć. Jednakże łatwo tak powiedzieć, a trudniej to osiągnąć. Czy warto tracić życie na szukanie jego sensu? Czy warto w ogóle o nim myśleć i co rusz się zadręczać problemem, że się go nie znalazło? Czy też należy przejmować się tym, że żyję się po nic, jeśli tak się uważa? Czy zwyczajnie najlepiej się nad tym nie zastanawiać? Po prostu żyć dla samego życia?

             Każdy w szkole był w stanie powiedzieć, jak miała na imię. Każdy był w stanie powiedzieć, że się dobrze uczyła oraz jak ona wygląda. Przykuwała bowiem wzrok. Nie sposób było nie znać jej ze słyszenia, kiedy niemalże każdego dnia ktoś w rozmowie poruszał jej dane osobowe. Czym na to zasłużyła? Była cheerleaderką? Balowała na imprezach i to tych najlepszych obracając się w popularnym towarzystwie jako ich najważniejsza osoba? Brała udział we wszelkich olimpiadach reprezentując szkołę? Pełniła ważną funkcję w szkole?  Była niezdarna i często powodowała sytuację, że nie sposób się było z niej nie śmiać? Nic z tych rzeczy. Nic kompletnie zrozumiałego. Właściwie przy zapytaniu kogokolwiek, co takiego jest w owej dziewczynie, że wszyscy o niej mówią, ciężko było usłyszeć jakąś konkretną odpowiedź. Od razu zmieniano temat, albo odpowiadano po prostu : "Musisz parę dni pobyć w jej towarzystwie, to zrozumiesz". To stwierdzenie samo w sobie było zabawne, bo ona nigdy nie wyciągała do nikogo ręki w sprawie kontaktu. Nie szukała rozmowy. Wręcz sprawiała wrażenie, jakby ktokolwiek, kto miałby do niej podejść, od razu mógł się liczyć z rozczarowaniem. Mówiono, że jest ładna. Mówiono, że jej szczupła, zadbana, zgrabna sylwetka, jej średni wzrost, ciemne, proste włosy opadające gładko na ramiona, prosty nos, lekko duże usta, gładka, dziewczęca, lecz lekko blada twarz i jej niebieskie oczy sprawiają, że wiele chłopców nie może spojrzeć na inne dziewczyny. Była dla nich ucieleśnieniem bogini. Koleżanki z ławki, rówieśniczki, czy też cała reszta w jej szkole płci pięknej w większości zazdrościła jej tej opinii i tego zainteresowania. A jednak żadna nie śmiała puścić o niej żadnej plotki. I choć niby cieszyła się takim zainteresowaniem płci męskiej, tak żaden z nich nie odważył się choćby spróbować do niej zagadać. Czemu tak właśnie było? Bali się jej. Jej chłodnego, obojętnego, patrzącego się prawie ciągle w jeden punkt wzroku. Zdawało się nieraz, że wręcz dziewczyny w miejscu, w którym stała, wcale nie było. Tak jakby na czas przerwy odpływała w kompletnie inny, znany tylko samej sobie świat. To akurat tylko ona wiedziała. Poza tym opowiadano, że wysnuwa ona taką aurę, która z automatu mówiła każdemu: "Nie podchodź" . Tak było tylko na przerwach, chociaż czasem wyglądała łagodniej, gdy akurat miała przy sobie jakąś książkę, którą akurat się na przerwie zajęła. Natomiast na lekcjach jakby była to kompletnie inna osoba. Zapytana, bądź nie zapytana, zawsze była w stanie odpowiedzieć na każde pytanie nauczyciela, lub też nawet powiedzieć klasie coś, czego nie wiedział sam nauczyciel. Uśmiechała się też na niej czasem. Była inteligentna, oczytana i umiała z tego korzystać. Jej oceny nie schodziły poniżej 5, gdyż nie zawsze na danej pracy było zadanie na ocenę wyżej. Zastanawiano się nieraz, co taki umysł robi w szkole. Po co jej ona, jak i tak wszystko wiedziała? Dla większości osób jej wiedza, jej umiejętności i sama dziewczyna wydawały się kłopotliwe. W końcu jak tu się nie czuć skrępowanym przy kimś tak idealnym? Lecz czy była idealna? Nie ma ludzi idealnych. Zapytana raz na lekcji o swoje plany, odrzekła: "Nie mam planów. Nie mam marzeń. Są mi niepotrzebne.", Wywołała tym zdumienie i rzucane jej z każdej strony spojrzenia, ale posłała wszystkim chłodny wzrok i od razu przestali się patrzeć, pochłaniając czas lekcji. Potem tamtego dnia już się nie odezwała. Wtedy to ktoś postanowił do niej podejść. Tamtego dnia nieco się pozmieniało. Zyskała przyjaciółkę, chociaż tak bardzo nie zależało jej na posiadaniu takiej wartości jak przyjaźń. Nie mogła jednak po kilku dniach, a nawet po kilku miesiącach odpędzić się od osoby, która niemalże, jak pierwszego dnia po tej rozmowie z nauczycielką od razu podeszła do ciemnowłosej, by się jej dokładnie wypytać, czemu uważa, że marzenia są niepotrzebne, tak każdego kolejnego dnia nasuwały się jej pytania. A jednak nikt oprócz tejże ciekawskiej dziewczyny nie wysunął ręki do intrygującej wszystkich nastolatki. Nikt nie starał się jej więcej poznać. To właśnie jej tajemniczość, jej wyobcowanie, trzymanie się na uboczu, naturalne piękno, inteligencja sprawiały powszechne zainteresowanie. Nikt nie wiedział, co siedzi w jej duszy. Nawet ta dziewczyna, której udało się przy niej pozostać, bo nigdy do końca jej nie zaakceptowała.. Nikt nie wiedział, że ona sądziła, że jej życie nie składa się z żadnych wyborów, że jest bez sensu, że jest tylko egzystencją. Nikt nie wiedział, jak bardzo jest wrażliwa. Od po prostu interesująca tajemnica. I nikt nie sądził wraz z nią samą, że może ją spotkać tak wielkie zniszczenie własnych teorii..

             Czekało ją kompletnie coś zaskakującego.. Nagle musiała podjąć wiele decyzji, wybrać mniejsze zło, jeśli w ogóle takie istnieje.. Wybrać i zrozumieć, co się najbardziej liczy.. I przede wszystkim miała odnaleźć to, w co tak bardzo nie wierzyła.. Tak tu właśnie rozpoczyna się jej historia, historia pełna wielu sprzeczności.. Czy da się opowiedzieć ją w pełni, ze wszelkimi szczegółami i zagłębić się w każdy zakamarek owej historii, jak to naprawdę było? Nie sądzę, a jednak postaram się opowiedzieć ją jak najdokładniej...


czwartek, 29 sierpnia 2013

*** Marzenia ***


          Marzenia. Każdy z nas do czegoś dąży. Do czegoś, co jest właśnie naszym pragnieniem, marzeniem, celem. Lecz niektórzy nie nazywają tego po imieniu. Mówią : "bo po prostu tak chcę. Nie mam marzeń", albo uważają, że marzenia ich są tak nierealne i głupie, że należy po prostu o nich zapomnieć. Heh, szkoda, że nie widzą swej pomyłki. 

Ja osobiście uważam, że mam wiele marzeń i co najśmieszniejsze są one sprzeczne. Z jednej strony marzę o szczęściu, o tym, by wreszcie nie czuć bólu i związanego z tym smutku, by ktoś pomógł mi to przezwyciężyć i sprawić na mej twarzy wieczny uśmiech. I wcale nie musi to być chłopak lub dziewczyna, lecz chociażby przyjaciel, który bez wątpienia umiałby mnie ogarnąć i postawić zawsze do pionu chociażby wypadem na piwo. Cóż w realu mam takie osoby, ale gdy przychodzi co do czego, uznaje, że najlepiej poradzę sobie sama. Hipokryzja nie? Akurat tego u siebie nie neguje. Chciałabym zapomnieć o powodach do zmartwień, cieszyć się dobrą chwilą, która trwa nieskończoną ilość dni i móc też innym oddać coś z tego szczęścia.

Poza tym pomijając moich realnych przyjaciół, chciałabym w realu mieć taką jedną szczególną osobę i tu wcale nie idzie o miłość. Ta osoba byłaby kimś wyjątkowym, kimś, kto jest ponad wszystkich. Taką, co zawsze jest dla mnie. Może ona wreszcie sprawiłaby, że przestałabym czasem myśleć, jak bardzo niby nie mam nikogo, a raczej, że nie czułabym czasem pustki. Niby już miałam taką osobę, ale trochę wynikło w wyniku przypadku, że tej osoby za często nie ma. Jednakże przyznam, że ostatnio poznałam wiele wyjątkowych, kolejnych ludzi, bo tak mam listę osób wyjątkowych, lecz teraz ktoś naprawdę musi mnie czymś oczarować, by do niej dołączyć. Mniejsza.

Powiem Wam, o czym kiedyś marzyłam, a co uległo lekkiej zmianie. Sama nie rozumiem siebie do końca, a jednak zdaję sobie z tego sprawę, jak właśnie było. Tu mam akurat na myśli tą drugą stronę medalu moich marzeń. Kiedyś jeszcze parę tygodni wstecz nawet, marzyłam z drugiej strony, by spotkać osobę, co potraktuję mnie jak zabawkę. Czemu? Jak mówię, nie rozumiem siebie. To z tego marzenia powstało w mym życiu wiele dziwnych relacji. To z tego kiedyś poszłam się z kimś spotkać, a mogło się to zdecydowanie źle dla mnie wtedy skończyć. Kochałam ryzyko, nawet w sumie dalej kocham. Jedną z tych relacji zachowałam. Tak Rezo o Tobie mowa ^^ xd. Jednakże jak to ktoś kiedyś powiedział: " bez ryzyka nie ma zabawy, nie ma życia". Poza tym, nawet mimo twego poczucia, że niby jestem taką twoją zabaweczką, bardzo się mylisz XDD. Jesteś moim virtualnym przyjacielem, jednym z kilku, a nasza relacja to taka trochę zabawa, bo w sumie w realu wcale nie jesteś niebezpieczny.

Tak więc marzyłam głupio o tym, by ktoś nawet mnie krzywdząc zwyczajnie się mną zainteresował, bo strasznie brakowało mi kogoś, kto by we mnie uwierzył, kto chciałby mnie słuchać i nie uważałby za nudną oraz dziwną. No właśnie - dziś mam takie osoby ;*. I genialnie się z tym czuję. I oby tak pozostało.

Dobrze - mówiłam, że niby mam wiele marzeń, a jak na razie obracam się właściwie w jednym temacie. Tak więc czego jeszcze pragnę? Psy. Hodowla. Ale nie taka z bezsensownym rozmnażaniem i produkowaniem kolejnych ładnych nawet miotów. Lecz taka malutka, z małą ilością przemyślanych miotów. Tak to jedno z mych marzeń, które w sumie można powiedzieć, że realizuję na co dzień. Z moimi własnymi psami trenuje agility i chciałabym być w nim bardzo dobra. Tak samo chciałabym w przyszłości znów, jak dawniej więcej jeździć na wystawy z nimi, bo kocham być na ringu, nawet na te durne 5 minut. Jednakże teraz wiem, że monotonia i jeżdżenie, co weekend w moim przypadku na pewno zniszczyłoby tą frajdę z tego, ale chociaż co miesiąc być na wystawie - tak to byłoby fajne. 

No i kolejny cel w mym życiu. Pomaganie ludziom. Zawsze chciałam to robić. Od kiedy byłam gówniarzem, tylko po głowie mi chodziło : "Będę starsza, to wszyscy będą mogli na mnie liczyć". Nie zrobiłam dotychczas w tym kierunku nic aż do niedawna. Zapisałam się do wolontariatu i będę w miarę możliwości pomagać pojedynczym osobom lub brać udział w akcjach charytatywnych. Wiem jedno - człowiekiem, który nic nie robi, w żadnym wypadku nie będę. I w związku jeszcze z pomaganiem ludziom oraz ogólnie planuję zająć się dogoterapią. Tylko niech trafi do mnie młody pies, z którym przejdę kurs odnośnie tego. I niech wpierw skończę liceum.

No właśnie.. co do szkoły. Jak tylko ukończę LO, chciałabym dostać się na Biotechnologię na SGGW. Ciekawe, czy mi się uda? Hahaha xd Nie no - dziś w siebie wierzę. Dzięki Atari, dzięki za zmianę nastawienia pod tym względem. Co po Biotechnologi? Może uda mi się trafić do jakiegoś laboratorium i badać genetykę *.* bardzo bym tego chciała. Zobaczymy, jak wyjdzie.

No i coś, co wiąże się z innymi pasjami. Kocham pisać i rysować. I nie zamierzam tego rzucić. Czemu? Bo tworzenie jest fajne, bo kocham tworzyć coś z niczego, bo kocham kreować świat własnych marzeń i myśli. Stąd też chociażby całkiem niedawno napisałam moją definicję słowa "tworzyć", ale nijak nigdzie jej nie umieściłam, bo za bardzo mi się podoba. Może kiedyś stworzę w ogóle własny słownik? Nie no świruje.  W każdym razie nie przerwę pisania - dusza artysty od co. Kiedyś z mych własnych rąk powstanie książka, bo musi, bo chcę. XD 


Pragnę jeszcze ostatniej rzeczy - mieć czas na poznawanie wszystkiego, co nowe, wszystkiego, co interesujące, na spotkania z ludźmi z pasją, na konwenty, gdzie częściowo owi ludzie właśnie są.. No i np. chciałabym nauczyć się tańczyć.. Zobaczymy, co czas pokaże.. Może wszystko zrealizuję, może tylko część. Sęk w tym, jak to powiedziała jedna wyjątkowa osoba, Atari - Nie należy spocząć na myśleniu tylko o tym, o czym się marzy, ale też i zacząć działać, by dane marzenie zrealizować... uwierzyć w siebie. I pozwolić iskrzę, by się zapaliła. Od co. Wszystko na ten temat. Dziękuje Atari.




// I wreszcie kończę te notkę, a tak długo ją pisałam. No cóż - kwestia weny xd.

środa, 24 lipca 2013

***Bo Aven...:***


Parę faktów dotyczących mojej skromnej osoby, a raczej kilka myśli, które mam.

Bo Aven…:

-  boi się szczęścia, ale Aven się uśmiecha
-  boi się miłości, ale Aven kocha, lecz skrycie
-  boi się braku akceptacji , bo już kiedyś to przeżyła
-  boi się krytyki, chociaż wie, że ona jest w życiu potrzebna
-  boi się samotności, chociaż większość swego życia spędziła sama
-  boi się utraty kontroli nad sobą, bo wie, że to może się źle skończyć
- pragnie ciepła, czułości i poczucia bezpieczeństwa, ale nie wierzy w jakiekolwiek ku temu możliwości
-  przyzwyczaiła się do smutku i teraz, gdy czuję radość, stwierdza, że to dziwne
-  kocha przyrodę jako coś, co jest piękne samo w sobie
-  kocha wyzwania, chociaż ostatnio niekoniecznie je podejmuje, ale towarzyszyły jej one w życiu od zawsze.
-  kocha swoją gromadę ludzi, których uważa za wyjątkowych
-  ma własny świat, do którego często ucieka
-  odbiera świat na swój własny, specyficzny sposób, odmienny od innych ludzi
-  wie, że nie jest w niczym najlepsza, chociaż chciałaby chociaż w jednej dziedzinie błyszczeć
-  lubi się uczyć, chociaż niekoniecznie na własnych błędach…



Itd. Kiedyś może napiszę więcej.

środa, 10 lipca 2013

*** Mam dość tego... XD ***


Mam już dość tego.. smutku. Tego jak bardzo się z nim związałam. Tego jak bardzo uważam mój smutek za normalność, a radość za coś dziwnego. Koniec z tym. Radość, szczęście, uśmiech na twarzy – te trzy stany są takie cudowne. Mam dość tego, że myśli o Tobie lub kimkolwiek, do kogo tak wiele czułam, sprawiają me łzy, mój ból, mą własną bezsensowną rozpacz. Bo przecież sama do tego doprowadziłam nie? Głupie to wszystko. Wracanie do wspomnień, do przeszłości, do dawnych ran i po co? Kompletnie bez sensu. Wspominanie czasów, gdy wszystko w mym życiu powodowało płacz, gdy na ludzi nie mogłam polegać… Gdy byłam sama, a stworzenie, co dawało mi niesamowitą radość wcześniej, nagle zmarło i nastąpiła owa samotność.. To jest przeszłość, część mnie. Powinnam uznać to za zamknięty rozdział. Nie uznaję, ale od dziś me podejście po raz kolejny się zmienia. Już nie będę do tego wracać przy każdym niepowodzeniu. Dziś mym myślom o Tobie powiem stop i powinny mnie posłuchać. Yu, jedna z osób, która tak na mnie działa, mój najlepszy przyjacielu. Cieszę się, że pojawiłeś się w mym życiu, choć z drugiej strony czasem chciałabym o Tobie zapomnieć. Chciałabym zakończyć ten już właściwie nieistniejący kontakt. Choć znowu z jeszcze innej perspektywy chce wiedzieć, że u Ciebie wszystko dobrze. Bo przecież chciałam zawsze twego szczęścia, nie? :D Zawsze będę twoją przyjaciółką, choćby na tej drodze przeszkód było bez licha.

Przedwczoraj Ty też zburzyłeś mój ostatni okres radości pewnymi informacjami. To było przedwczoraj. Dziś jest już dobrze właściwie od wczorajszego wieczora. Nie zapomnę o Tobie, przecież Cię kocham głupku xd, lecz zapomnę o łzach, o tym, że kiedyś wszyscy bez kresu mogli mnie ranić do woli. A ja tylko to znosiłam, choć jak z dzisiejszej perspektywy patrzę – te ich ranienie to były głupie żarty, nieraz śmieszne, a ja po prostu za bardzo się przejmowałam i przyjmowałam to do siebie. Dziś jest inaczej. Przed komputerem siedzi kompletnie inna osoba. Czy już dojrzałam? Nie sądzę, żeby ten proces dopełnił się u mnie tak do końca. To jednak ma swoje plusy. Bycie dzieckiem jest fajne, a za takowe się uważam. Mogę robić jeszcze coś, co nie wypada dorosłym i jednocześnie i tak łamać prawa przysługujące dzieciom. :P Hehehehe. Radość. Ona daje energię. Kiedyś tego nie wiedziałam. Gdy człowiek jest szczęśliwy to inni odczuwają jego radość i nieraz przejmują ją od niego. Taki człowiek błyszczy, a przynajmniej tak można to określić. Uśmiech taki od tak, taki do przyjaciół, ciepły, z miłości, wywołany czyimś zachowaniem.. to dobry stan. Będąc uśmiechniętym nie odczuwamy trosk, nie odczuwamy zmartwień. Jesteśmy w pełni zdolni skupić się na chwili i korzystać z niej, a przecież o to chodzi? I ja właśnie od dziś chcę żeby ten stan u mnie trwał. Radość taka w pełni, nie do opisania, nie do ogarnięcia, nawet stan głupawki xd. Nie mogę się wręcz doczekać jak tak będzie. A czemu tak? Bo wszystko w mym życiu zaczyna się prostować, wszystko zaczyna być dobrze. Może wreszcie nawet znajdę w tym świecie swoje miejsce? Czuję, że coś się zmienia.. na lepsze. Nie może wiecznie być źle. Nie można tak długo trwać w emocjonalnej huśtawce i pustce. Trzeba w końcu stanąć na nogi, być gotowym do biegu i nawet zacząć biec w walce o swoje życie. I wygrać te walkę, gdzie zawsze wcześniej to życie i smutek w nim nas przytłaczały. Mam nadzieję, że dobrze myślę.. No nic.
W każdym bądź razie jestem szczęśliwa i tak ma być.


Ostatnio dziękowałam osobom poznanym z RPG. Dziś podziękuję osobom z mego otoczenia. Cieszę się, że one są i chociaż marudzę, że mnie nie rozumieją, że czegoś w tym miejscu, gdzie mieszkam mi brak.. Mam nadzieję, że one mi to wybaczają. Dziękuje rodzinie, znajomym za to że po prostu są dla samego bycia i wsparcia. Dziękuję Wam za imprezy, za wyjścia na dwór, za siedzenie w szkole i czekanie na dzwonek.. Za wszystkie przyziemne sprawy, które z Wami dziele. Po to niby ma się przyjaciół. Jola, Becia, Emilka <3 <3 <3 <3 <3

niedziela, 7 lipca 2013

*** RPG *** Przerywnik ***


         Jak był na początku opis, tak teraz go nie ma i kij z tym, że nikt go nie widział. To blog właściwie tylko dla mnie xd, choć teraz paru osobom dałam do niego linka.
Wtedy postanowiłam, że ten blog to nie będzie tylko zbiór opowiadań, które ktoś kiedyś przeczyta i zapomni, albo na którym będzie się czatowało i czekało na kolejne rozdziały. :) Bo ja tam twierdzę, że pisanie czegoś na siłę, czy też zmuszanie się do pisania choćby raz na miesiąc jest bez sensu.. Ale z rpg to już jest inaczej.. No właśnie. Skąd, po co i dlaczego ten tytuł oraz ten post? Obiecałam sobie, że ten blog będzie też miał część moich myśli, część, którą zapisuję również we własnym prywatnym pamiętniku, ale tu będę pisać to innymi słowami, albo czasem z innej perspektywy.
No dobra - do właściwego tematu...



         Do tej pory uważałam, że pisać to ja zaczęłam w momencie, gdy pierwszy raz zetknęłam się z blogami, kartami postaci i grą na chatach. To nie jest do końca prawda. Właściwie ja już jako dziecko w pierwszej klasie podstawówki coś pisałam. Wtedy to był krótki moment, gdy pisałam wiersze..czy raczej coś, co od biedy na taki wiek można tak nazwać XD. Uważam tak, bo w obecnych czasach, jak tylko je czasem oglądam, to śmiać mi się chcę.. Z tego jak bezsensowne rymy udawało mi się sklecać. Robiłam to z przyjaciółką, pierwszą, którą za nią uważałam.. choć dziś to już nawet z nią od kilku lat słowa nie zamieniłam, ani nie widziałam się na oczy. No mniejsza. Potem jak to w podstawówce zadali nam na polski napisać parę opowiadań.. I w sumie nie wiem i nie rozumiem, jak to jest, ale zawsze, gdy dostaje temat ze szkoły do napisania to potem męczę się nad nim bardzo długo, a gdy już sama piszę coś z własnej inicjatywy, to nie potrzebuje czasu, godzin - wtedy wystarczy wena. A jednak właśnie tak to jest. W każdym bądź razie pisałam wtedy te owe opowiadania na różne tematy, te charakterystyki następnie, potem w gimnazjum rozprawki, a w obecnych czasach męczę się w Liceum nad interpretacją. No i dodając dodatkowo od 2007 roku prowadzę owy pamiętnik, bez którego, chociaż ostatnio rzadko w nim coś bazgrzę, nie wyobrażam sobie życia. Ktoś mi mówił, żebym wywaliła te, które mają w sobie zawstydzające wspomnienia, a ja tego nie robię. Dlaczego? Bo dzięki temu zawsze mogę przypomnieć sobie błędy, własny punkt widzenia w danym czasie i w ogóle przypomnieć sobie, co czułam kiedyś i jaki ma to na mnie wpływ teraz. A wierzcie mi, że ma duży... 



         Co do RPG.. Pisać zaczęłam w 2010 roku, w listopadzie. Pamiętam to jak dziś, choć w sumie wiele czasu nie minęło. Dziś jest już 2013, a ja mam wielu stamtąd znajomych, chociaż moich realnych znajomych bawi moje podejście do tego i takie przywiązanie xd . No cóż - mnie samą też to bawi. RPG zaczęłam od WILCZEJ WATAHY PRAWDY, gdzie wcieliłam się w postać małego wilka samca, NEW'IEgo, potem powstała AVENLIE DAYBREAK i tak już zostało. Od tej pory tak do mnie większość internetowych znajomych mówi :"AVEN", chociaż jak liczyłam ostatnio - stworzyłam aż ok. 20 charakterów i wykreowałam tyle różnych imion. No cóż - nieważne . W każdym bądź razie.. RPG na tamten okres, gdy zaczynałam, bardzo mi pomogło. Zmieniło mnie, pozwoliło zyskać pewność siebie, przestać przejmować się jakąkolwiek krytyką. Poznałam wielu ludzi, tych wartościowych, bliskich dziś dla mnie, jak i tych, którzy nic dla mnie nie znaczą, bo byli tylko na chwilę, aby zaraz zniknąć. Część rpgowiczów poznałam w realu, w tym jedna osoba bardzo mnie zraniła usuwając dziecinnie ze swego życia i udając, że w nim nie istniałam. Heh bywa. W każdym bądź razie czas leci dalej, a ja nadal rpguję. Robię to codziennie, jak tylko mam możliwość. Piszę ukochane opowiadania-historyjki, ze znajomymi, których już długo znam, albo których dopiero poznałam. Dziś nie widzę problemu tak jak kiedyś wcielenia się w jakąś ludzką postać. Uważam, że wystarczy tylko odpowiednio zebrać informacje, albo myśli i już udaje nam się pisać taką osobą, jakiej potrzebuje od nas ten z kim piszemy. A więc wcielam się od tak w chłopca, od tak w dziewczynę, od tak w wilka.. I nie czuję żadnej różnicy w grze. Chociaż nie. Czuję. Jeśli na przykład staram się, pisze wiele zdań, a potem dostaje odpowiedź wartości jednego słowa, lub zdania - wpienia mnie to. A jednak pisze dalej, udając że wszystko gra. Bo przecież pisze też czasem z osobami, co zwyczajnie dopiero co weszły w ten świat. Od nich nie powinnam wymagać, lecz je do rpg przyswajać. Taa chyba kogoś, kto to przeczyta rozbawię. No cóż - ja, Avenlie mam własny świat, a za niego uważam świat mojej wyobraźni. Owszem realny też gdzieś tam jest, lecz uwielbiam uciekać do rysowania, do pisania. To odpręża, pomaga znieść wszelkie problemy w życiu właśnie realnym. Odciąć się od nich. Kiedyś słyszałam pretensję, że wole virtualny świat niż realny. I owszem kiedyś miałam z tym problem. Dziś, gdy znajoma mnie wyciągnie na spacer, czy też będzie potrzebowała w jakiejś sprawie - zawsze oderwę się od wypisania tych paru zdań na klawiaturze. Zawsze. Po to by służyć swą pomocą. Lecz gdy już się z nią pożegnam, to zaraz wracam do rpg. Uzależniona jestem? Może. Tak. Chyba. Hehehehehe kij z tym. Kocham pisać . I nie wyobrażam sobie, bym nagle miała to znienawidzić. 


        Tym wszystkim, którzy od początku mego rpg byli ze mną na nim, lub też innym blogu.. i których spotkałam później, albo których poznałam niedawno i dalej poznaje dziękuje bardzo.. Nawet nie wiecie, jak bardzo czasem głupie pisanie bzdur jest dla mnie pomocne. Choćby dziś dziękuje Yukiemu i Avril. <333333

piątek, 5 lipca 2013

Czas zmian.. cz. II

Rozdział II

         Siedziałam już od jakichś dwóch godzin sama w pokoju. Nie ciskałam się, nie krzyczałam, po prostu siedziałam. Mama rzeczywiście zabrała mi laptopa, ale nie rozpaczałam za tym jakoś szczególnie, choć niewątpliwie byłam zła. 

         Dobrze, że chociaż telefon pozwoliła mi zachować i mogłam tym samym przekazać Kamilowi, że nie wyjdę dziś z nim. Mogłam, ale czy chciałam? Nie. "Z jakiej racji ona mnie zamyka niemalże na klucz w tym pokoju? Czy ona myśli, że jak da mi szlaban to poprawie swoje oceny?? Błędne myślenie!!!" rozlegało się w mojej głowie pod wpływem wściekłości. Tak, pewnie większość z Was stwierdziłaby, że i tak jestem grzeczna, bo nawet nie śmiem jej obrażać.. Westchnęłam. I co daję nawet to rozmyślanie? Kompletnie nic. Gdyby chociaż dały jakiś sposób wyjścia z tego więzienia.. Zerknęłam na okno. A gdyby tak nim się wymknąć? Nie, to niedorzeczne. Zresztą i tak minęły już dwie godziny.. Może jutro.. Bezradna opadłam na łóżko. "Zresztą może, jak dziś będę grzeczna, to pozwoli mi jednak iść na te urodziny" . Wzięłam telefon do ręki, a ponieważ już wcześniej napisałam do swego chłopaka, oznajmiając mu, że nigdzie z nim nie wyjdę, tak więc napisałam do Anki krótkiego sms'a: "Cześć, co robisz?" . Odpowiedź dostałam po sekundzie niemalże czasu i brzmiała ona tak  "Cześć, a z Pauliną jestem. Wpaść po Ciebie? Nie jesteś z Kamilem na zakupach ? O.o" . Czułam w jej sms'ie głębokie zdziwienie, to też zaraz odpisałam : " Nie jestem, nie wpadaj.. i tak nie wyjdę. Mam szlaban". Ale ona nie dawała za wygraną : "Za co?? Dawaj bez zgody wyjdź.. Dawno nie widziałaś się z Pauliną.. Planowałam ją na imprezę wziąć z nami, bo akurat przyjechała do mnie na weekend.. " . Odpisałam jej więc: "Naprawdę nie mogę. Na jutrzejszą imprezę też nie idę :( Ale trudno jakoś postaram się to przeżyć.. Z moją mamą niczego nie ugrasz" po czym wysłałam wiadomość i zaraz po tym wyłączyłam telefon. Chyba nie chciałam już myśleć o tym że one mogą bezkarnie chodzić po domu. Położyłam telefon na szafce i odpłynęłam. Odpłynęłam to znaczy padłam na łózko i zasnęłam. Nie spałam długo, bowiem obudziło mnie łomotanie do drzwi.  To była moja mama. Niechętnie podniosłam się, tak by patrzeć jej w twarz, by zaraz usłyszeć:
 - Przyszłam sprawdzić, czy się uczysz.. Ale jak widzę, stwierdzenie odnośnie szlabanu nie poskutkowało. Chyba chcesz by trwał on dłużej. Twoja sprawa. - dobiła mnie bardziej matka i wyszła. 
A co zrobiłam wtedy? Poczułam, że zrobię jej na przekór, wyjęłam z szuflady książkę i zaczęłam się uczyć. Co dziwne po godzinie nauki umiałam to, z czego ostatnio dostałam jedynki. Zdziwiło mnie to, więc zaczęłam się uczyć dalej. Później wzięłam prysznic kolejny raz tego dnia i włączyłam sobie muzykę na słuchawkach. Akurat leciał utwór "Breaking the habbit" Linkin Park z jej mp3, której to mama też jej nie zabrała. Była to idealna piosenka na tenże moment. Mogłam bez wahania odpocząć przy niej i odprężyć.  Jednakże już po pewnej chwili postanowiłam zejść na dół i udowodnić mamie, że jednak nie jestem bezwartościowym dzieckiem. Bo przecież ona umiała moją piętę achillesową, tj. niemiecki i mogła mnie z niego przepytać, a nawet poduczyć.. Szkoda, że kiedy miałam z nim problem nigdy do niej nie przyszłam. 

         Teraz muszę o tym pamiętać. A więc zeszłam na dół i zaczęłam się rozglądać. 
- Mamo!! Mamo, gdzie jesteś? - zapytałam i nie usłyszałam odpowiedzi.