środa, 13 listopada 2013

*** Błędy... *** Przerywnik

                     Błędy. Każdy z nas ma z nimi do czynienia. I to niezależnie od wieku. Mi mówią: "przecież jesteś jeszcze dzieckiem" . I nieważne, że niedługo prawnie stanę się dorosła. To jest nieistotne - dla niektórych zawsze nim będę. Można by przypuszczać, że powinno mnie to wkurzać. Jednakże tak naprawdę stwierdzam, że mogą mnie oceniać i wszyscy w kategorii dziecka. Nie jest to ważne, a zresztą ja nawet chcę pozostać dzieckiem. Wbrew pozorom duża ilość dzieci jest mądrzejsza od rzekomych "dorosłych". Często poprzez to, że nie zatraciły one wyobraźni mają lepsze spojrzenie na świat. Jak i czasem okazuje się, że w swej rzekomej dziecinności są one bardziej dojrzałe od rodziców, a nawet przejmują ich obowiązki. Lecz nie to popycha mnie ku temu, by walczyć ze swoją naturą i zawsze być mentalnie dzieckiem. Pragnę tego, bo gdybym utraciła zdolność wyobraźni, zdolność do dziecinnych zachowań, zabawy, straciłabym siebie. Ale wracając do tematu bardzo żałuję wielu spraw, które się wydarzyły. Pewnie też nieraz macie taką myśl, że chcielibyście coś cofnąć. Szkoda, że to nie działa tak na zasadzie systemu naszych chęci. Szkoda, że właściwie jest to niezależne od nas, a czasu nie da się cofnąć. Chociaż, czy gdybyśmy cofnęli się w czasie i naprawili rzecz z przeszłości, czy tym samym i nie zepsulibyśmy czegoś w przyszłości? Przecież ona musiałaby ulec zmianie, a wtedy moglibyśmy stracić coś, co aktualnie jest dla nas istotne i nie wiadomo, co jest lepsze. Odwieczny dylemat zapewne każdego, kto myślał o książkowym oraz filmowym "wehikule czasu", co by było gdyby ten istniał i jak można by było go wykorzystać.

                       A jednak gdyby tak można było naprawić dawne, zepsute relacje i przy tym nie niszczyć istniejących, czy nie każdy by z tego skorzystał? Ja na pewno, bo brakuje mi pewnych osób. Tych, których kiedyś uważałam za przyjaciół, z którymi wiązałam przyszłość, a teraz? Teraz nawet słowa nie jestem w stanie z niektórymi zamienić, bo po prostu albo byłaby to bezowocna próba z mojej strony nawiązania kontaktu, albo też zwyczajnie czuję się głupio z tym, że to przecież i ja w tym nawaliłam. Nigdy bowiem nie jest tak, że tylko jedna strona jest winna. Relacja międzyludzka składa się z co najmniej 2 osób i każda z nich w relacji ma jakiś swój wkład. Eh. Dlaczego życie nie jest prostsze? Dlaczego na świecie nie panuję wszędzie pokój? Dlaczego, aby istniało szczęście, to i musi istnieć i ból? 

                       Są jeszcze i innego rodzaju błędy. Takie, których nie da się naprawić i one, gdy raz zaistniały w życiu człowieka, tak i siedzą w nim już do końca. Przynajmniej ja tak uważam. Są to błędy natury psychicznej, bardzo głębokie, bardzo zawiłe i dziwne. Niektórzy pewnie się ze mną nie zgodzą, a jednak ja wiem jak jest ze mną. Nie uważam się za normalną. A wiąże się to z tym, jakie myśli nieraz miewam, które jednak pozostawię dla siebie. One mnie nieraz spychają na dno, w stan niemalże depresyjny, a jednak zawsze i tak daję sobie z nimi radę. Od tak nauczyłam się z nimi koegzystować. Nauczyłam się walczyć z dołkami i tym wszystkim, a jednak szkoda, że to tylko wiąże się z przeszłością, o której nie umiem zapomnieć. 

                       Wiecie najmniejsza zła sytuacja, która dzieje się w życiu młodego człowieka od chwili jego narodzin... ona może sprawić skazę na jego psychice. Cóż - życie jest dziwne... 

                        Jedno wiem - należy uczyć się na własnych błędach i starać się ich nie powielać, ani też przypadkiem nie powielać innych lub też stwarzać nowe...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Hidden Dreams Rozdział I

Hmm dziękuje za miłe komentarze. Tak więc postanowiłam na nie odpowiedzieć na swój sposób.

* Po pierwsze cieszę się, że Was zaciekawił mój prolog, chociaż w sumie jakoś znaleźliście bloga przypadkiem. To akurat wiem, gdyż ja nigdzie swego bloga nie reklamuje. Nie cierpię reklamy i dlatego na żadnym czytanym przez siebie blogu nie wspominam, że sama piszę. Robię to dla siebie. A więc i przypomnień pisać nie będę - ten, komu naprawdę zależy na tej opowieści, sam tu wejdzie i zapamięta, że to miejsce istnieje. Wracając, ten blog powstał z myślą, że jak będę miała zły humor, albo jakąś wenę, a nie będę chciała umieścić weny na kartce, lub w pamiętniku, to po prostu napiszę coś tutaj. Kocham pisać. Pisanie mnie odpręża, pozwala się wyzbyć miliona myśli na minutę. No i przede wszystkim chciałabym kiedyś, żeby jakieś moje dzieło trafiło do wydania. Jedną rzecz ku temu już piszę. Nieważne. Ponieważ zapewne niektórzy będą tu przy natknięciu się na ten adres pojawiać, by tylko się zareklamować od dzisiaj stwarzam dla takich miejsce tj. zakładkę o nazwie kontakt. Z góry zaznaczam, że nawet jeśli ktoś mi zostawi swój link, nie oznacza to, że wezmę się za czytanie jego opowiadania. Bo jeśli wejdę na jego bloga i stwierdzę : "Nie - ten pomysł jest kompletnie do kitu, albo no nie dla mnie" to po prostu sobie odpuszczę. A jeśli mi się spodoba, to oczywiście przeczytam, choć nie zawsze zostawię komentarz.

* Z góry też proszę, by nikt w swych komentarzach nie zakładał, że niby moja opowieść jest podobna do jego. To co tutaj tworzę, nie jest na podstawie czegokolwiek. Nie pomagam sobie żadną książką, pomocą naukową, ani czymś takim, co wpłynęłoby na inspirację. To czysta fikcja, chociaż też i uprzedzam, że fikcja możliwa do zrealizowania. Lubię fantasy, ale ponieważ ostatnio mam mało czasu na książki, tak ciężko samej wymyślić mi coś kreatywnego i w ogóle ciężko z tym gatunkiem, co do pisania. Skończę tylko LO i przypomnę sobie, co nieco, by rozbudować swą wyobraźnie, a raczej naprawić. To co tutaj powstaje jednak na razie jest tylko realnym światem, zbudowanym z moich odczuć, wizji i częściowo własnych pragnień.
* Dodatkowo, ponieważ nie chcę nigdy pisać na siłę, to przepraszam za to, że ktoś może w nieskończoność czekać na rozdział. Bowiem wszystko ma być tak, bym się nie wstydziła, że to napisałam. Chociaż uprzedzam - mam własną składnie xD własny jej typ. Dziwny. To tyle z mojej strony i zapraszam do czytania. Nie przedłużam i zapraszam do czytania ^^


/..../

              Noc. To niby nią jest tak cicho, tak spokojnie. Niby to w jej czasie ludzie śpią i śnią o sobie tylko znanych marzeniach. W ciemności zaś, która jej towarzyszy, mówi się, że można dostrzec najgorsze koszmary. Uważa się, że ciemność, mrok i noc są niebezpieczne w związku z tym, że za każdym rogiem może czyhać na nas ktoś, kogo nie widzimy, a kto nie będzie miał miłych zamiarów. Innymi słowy : Niebezpieczeństwo. Tak, bo przecież noc to gra cieni, jednych ciemniejszych od drugich, strasznych. Ta gra cieni sprawia przecież, że nawet najmniej straszna rzecz nagle staję się potworem. I mimo że pozornie wszyscy o tym czasie powinni być w łóżkach, tak jednak są tacy, którzy wykorzystują noc do tego, czego w dzień nie zrobią, czyli między innymi do picia w parkach grupkami przyjaciół, czy też do zrobienia rzeczy złych, napadów, przestępstw. No i wśród tych ludzi zdarzają się też i tacy, którzy nie mogą po prostu spać.. I właśnie w tym wszystkim razem do kupy wziętym ta pora dnia ma swój niezaprzeczalny urok....

               Znowu bezsenna noc. Która z rzędu? 2? 3? A może 15? Nie liczyła już tego. W każdym razie chociaż dzisiaj miała zamiar zakończyć dzień dosyć wcześnie i po prostu zasnąć, tak gdy tylko znalazła się w łóżku, tak i nie wychodziło jej zamknięcie oczu. Zupełnie jakby jakiś złośliwy duch nawiedził jej ciało i odpowiadał za zachowanie jej organizmu nie pozwalając mu zmrużyć oka. A przecież nie było jakiś głębszych powodów, by sen był taki ciężki do nadejścia. Nie miała przecież żadnych nowych problemów. W końcu tak układała sobie życie, by się niczym nie martwić. A to, że znowu pozostała sama w domu, bez opieki i zdana na siebie? Żadna nowość. Przywykła do tego wszystkiego i radziła sobie wcale nieźle z tą sytuacją. A przede wszystkim nie miała jakoś kłopotów z zasypianiem pod nieobecność swych opiekunów, jak to ich nazywała. Błędy, które się pojawiły w rodzinie, sprawiły, że jakiekolwiek więzi między nimi zniknęły, a rodziną byli już tylko formalnie, chociaż przynajmniej pozornie udawali dobrą rodzinę ... Jej rodzice wiecznie zajęci pracą, rzadko, kiedy wymieniali choćby jedno słowo z własną córką, jak i w ogóle nie pytali, co u niej.. Chociaż nastolatka zdawała się tym nie przejmować. Nawet ich częstotliwość widywania się i brak pobytu w domu w większości dnia przestał ją niby obchodzić, a w każdym razie zdawało się, że nie wzrusza jej to. Było, jak było i należało przywyknąć. Tak więc oni w stu procentach nie ponosili winy za to, że nie mogła zasnąć. Zresztą już też nieraz bez nich zasypiała. Co więc mogło być innym powodem nie spania? Żadnego nie dało się znaleźć. Przynajmniej jakby jej się ktoś zapytał, czy męczy ją coś, odpowiedziałaby, że nie. W końcu nie musi się martwić o nikogo, a jej rodzina i ona sama.. jakoś nie mają problemów prawda? Samotność przecież problemem nie jest. To też kwestia przyzwyczajenia. Mimo wszystko usiłowała wymusić na sobie chęć do snu. Połknęła nawet jakieś tabletki, ale i one nic tu nie dały, tylko zadziałały jak zwykłe cukierki. Z niechęci zaczęła nawet chodzić po salonie i ćwiczyć, ale zmęczenie nadal nie nadchodziło. Jakby nie wiedziała, że gdy u niej występują takie dni, to takie sposoby są praktycznie z szansą równą zero na pozytywny rezultat. Gdy jednak przekonała się, że to nie pomaga po raz enty, przerwała i walczyła ze sobą, by czegoś nie rozwalić. A co zrobiła następnie? Porwała z wieszaka kurtkę, zabrała swój telefon chowając do kieszeni i wyszła z domu zamykając go. Przecież skoro nie mogła spać to bez sensu samotnie w nim siedzieć, a noc.. była piękna. I w sumie gdyby ktoś dał jej taką możliwość - mogłaby zamienić noc z dniem. W nocy bardziej się czuła pewnie, kiedy nikt nie widział jej twarzy dokładnie i skrywane przez nią uczucia były bardziej bezpieczne. Westchnęła, rozkoszując się powietrzem, które poczuła z pierwszymi krokami.. Jej kroki prowadziły ją do parku, ale czy jakoś im przerywała prowadzenie? W żadnym możliwym wypadku. Wręcz przeciwnie sama chciała tam siedzieć i chociaż wiedziała oraz znała wszelką teorie o jego niebezpieczeństwach nocą, nie bała się. Nieraz już tam chodziła. To było takie jej idealne miejsce do przemyśleń, chociaż dziś raczej starała się ich unikać. Po jakimś czasie wyjęła z kieszeni kurtki słuchawki, które włożyła sobie do uszu i dzięki którym odpaliła muzykę w telefonie. Znajome nuty uspokajały ją i sprawiały, że strach nie mógł się pojawić. Stawiała krok za krokiem wśród rozrzuconych wszędzie liści, nawet gdy już przekroczyła próg parku. Przy okazji omijała jakieś grupki 2-3 osobowe, lub i większe, które piły piwo i śmiały się wzajemnie. Ktoś na nią nawet spojrzał z nich, jakby była jakimś towarem na rynku, ale posłała mu znaczące spojrzenie i ruszyła dalej. Nie miała czasu na zaczepki. Zresztą i tak nigdy nie miała ochoty z nikim rozmawiać. To, że nagle znalazła się w jej szkole osoba, której pozwalała na wymianę zdań z sobą, wcale nie spowodowało zmiany jej nastawienia. Ludzie byli śmieszni z tą swoją przyjaźnią, z relacjami miłości, czy też jakiegoś kontaktu. Tak naprawdę to wszystko było niepotrzebne jej zdaniem. W końcu możemy żyć bez czyjegokolwiek oparcia, ograniczając kontakty do minimum, do tego, czego sami potrzebujemy od innych uzyskać, by przetrwać, a więc informacji. Świat zbudowany został tak, że w zasadzie każdy człowiek rodził się, by wykonywać to samo, czyli urodzić się, dorastać, pójść do szkoły, następnie do pracy i umrzeć. Nie pozostawało nic więcej, a przynajmniej reszta nie była w życiu kompletnie przydatna, ani nie spełniała życiowych potrzeb człowieka, który do egzystencji potrzebował jeść, pić, spać i... Takie miała podejście do tego wszystkiego. Tak więc nie próbowała nawiązać kontaktu z nikim i poszła w swoją stronę, zatrzymując się dopiero parę naście kroków od nich, już nie będąc na ich widoku. Dotarła  do murku i usiadła na nim. Spojrzała w niebo. Tak było idealnie. Murek pozostał z dawnej budowli, która kiedyś tam stała i chociaż władzę miasta chciały go usunąć, tak okoliczni mieszkańcy sprzeciwili się stwierdzając, że ma on swój swoisty charakter w tym parku. I o dziwo wszystkie dzieci dawniej miały z niego swój pożytek bawiąc się przy nim w twierdzę i rycerzy. I ona się kiedyś tam bawiła, ale to było dawniej, dużo dawniej. Zgarbiła się nieco czując silny podmuch jesiennego wiatru. Tak bardzo nie chciała wspominać, nie tego, nie jego, ale naszło ją i od razu zalały ją obrazy.
/***/
10 lat wcześniej...
Naaaay.. cześć - przywitał się z nią siedmioletni chłopiec, ciemny blondyn.
Na jego twarzy gościł uśmiech, jak zawsze, gdy tylko ją widział. W sumie tak było z ich obojgiem, bo oboje dobrze się czuli we swoim towarzystwie. Dziewczynka, odwzajemniła uśmiech i zaraz nie czekając na kolejne słowa zapytała pierwsza:
- Idziemy się pobawić Thane? W twierdzę? 
- Ciebie to nigdy nie znudzi? Ale nie martw się mnie też nie.. jak najbardziej tak.. tylko, że tym razem proponuje coś bardziej ciekawego niż śluby.. 
Zaśmiała się.
- W sumie masz rację. Co Ty powiesz o wyprawie na smoki?
- Okey. Ale będziemy walczyć i między sobą o prawo zabicia smoka.. 
- Zgoda - powiedziała.
Podali sobie ręce i zaczęli się bawić. Oczywiście w międzyczasie, gdy zabawa trwała w najlepsze ich umówione plany się nieco zmieniły i podochodziły nowe. Ale jedno okazało się pewne. Chociaż zawsze wygrywał wszelkie walki Thane, tym razem walkę wygrała ona, chociaż oboje byli poobijani. I bawili się tak dosyć długo, aż zmęczeni upadli na trawę, obok siebie. Długo dało się słyszeć tylko ich równe oddechy i usiłowanie złapania powietrza. Nawet nie zwracali uwagi na to, że robi się późno, w końcu w swoim towarzystwie mogliby spędzić wieczność. 
- The, kim chcesz zostać w przyszłości? - zapytała dziewczynka
- Strażakiem, albo nie.. Policjantem.. albo Wojownikiem sprawiedliwości - nagle się rozentuzjazmował jej przyjaciel podając kilka propozycji, każda inna - a Ty?
- Nie wiem sama.. Bo przecież.. tyle fajnych rzeczy można robić..
- Ale co na przykład podaj
- Wiesz.. chciałabym, żeby ta nasza zabawa nie była tylko zabawą.. by smoki istniały, a my.. żebyśmy nie tyle, co bili się o prawo zwalczania ich przez jedno z nas, lecz byśmy działali wspólnie... taak to byłoby fajne
- Też bym chciał. I całą resztę stworów, które do tej pory pokonaliśmy... 
- A może one istnieją? - rozmarzył się chłopak
- Tak sądzisz? - zapytała z nadzieją w oczach
- Mogłyby, tylko po prostu zwykli ludzie nie mają o tym pojęcia. Nie dostrzegamy ich, bo gdzieś się kryją i szykują zasadzkę. 
- Ouu
- Moglibyśmy... Moglibyśmy.. Wiem.. Nay tworzymy specjalną drużynę do walki z nimi. Ja mianuję Cię moim głównym współpracownikiem - wstał i mówił pod wpływem emocji bardzo poważnie. - uwolnimy świat od zła . Ty i ja - przeszkoleni wojownicy sprawiedliwości.. - pokazał jej piątkę i ona mu przybiła.. Od tej pory miał istnieć ich team...

5 lat wcześniej...

Siedziała na murku. Czekała na niego. Umówili się na wspólną zabawę, a on się spóźniał. Czemu? Wiedziała, że warto poczekać. W końcu każdy dzień z nim spędzony na kreowaniu wspólnego świata sprawiał jej tyle przyjemności.. Zresztą od kiedy go poznała, miała tylko jego. Cały świat dla niej był nim i jej rodziną. On był jej najlepszym przyjacielem, jedynym jakiego miała, chociaż mogła mieć ich więcej. Był kimś, na kogo zawsze mogła liczyć, komu mogła powiedzieć o wszystkim, kto po prostu był, chociaż byli tylko dziećmi. W szkole żadnej dziewczyny, z którą spędzała czas i nawet z którą się bawiła, nie traktowała tak jak jego. W końcu one były nieważne, a on... zawsze będzie ważny. Tak więc nie mogła pójść z umówionego miejsca, lecz powinna dalej na niego czekać. W końcu przyszedł, jakiś taki.. od razu wydawał się inny. Jakby był inaczej ubrany? Zbadała wzrokiem pobieżnie każdy kawałek jego ciała, ale nie dostrzegła nic nieznajomego i nowego. Nie rozumiała, ale miała złe przeczucia.
- Cześć Nayge. Przepraszam, że długo czekałaś.
- Nie szkodzi. Wynagrodzisz mi to.. 
- Nie. Nie tym razem. Właściwie .... -zamilkł
- The, co właściwie? O co chodzi? - po kilku minutach milczenia spytała, podniosła się z murka i podeszła do niego
- Właściwie nie przyszedłem się zająć naszą zabawą.
- A czym? Co się stało? Mów.
- Nayge. Nie wiem, jak Ci to powiedzieć. Ja wyjeżdżam.. 
- Ale niedaleko prawda? Albo na chwilę? - zapytała z nadzieją
- Nie. Właśnie nie. Rodzice.. my wyjeżdżamy z kraju. Przyszedłem się pożegnać.. I jeśli będziesz chciała, ostatni raz pobawić, ale musiałem Ci to wpierw powiedzieć..
- Kiedy? 
- Jutro z samego rana.
- Na jak długo? Wrócisz na święta? Za miesiąc?
- Nie.. Nayge. Ja .. ja nie wiem, kiedy wrócę... Być może nigdy. Rodzice..
Widać było, że 12-latka walczy z łzami, które chciały się pojawić z jej oczu. I jakoś skutecznie nad nimi panowała..
- Nie możesz.. Nie możesz mnie zostawić..
- Nay.. ja wcale nie chcę. I .. to nie mój wybór.. 
- Nie mówisz tego, jakbyś nie chciał
- Po prostu się pogodziłem.. dostaniesz mój kontakt...
- Nie chcę.. Nie chcę byś znikał.. ja.. - zerknęła mu w oczy.. - będę tu sama bez Ciebie..
- Nie będziesz.. obiecuje. 
- Obietnice.. ciężko ich dotrzymać.. i mimo tego, co mówisz.. nie będzie Cię tutaj.. ja.. nienawidzę Cię Thane.. - powiedziała nagle wybuchając płaczem i pobiegła w stronę domu. 
Nie gonił jej. Wiedział, że to bez sensu. W końcu nie miał żadnego wpływu na to, że i tak jutro zniknie, a pobiegnięcie za nią nic nie da.. Miał tylko nadzieję, że kiedyś mu wybaczy, albo że jeszcze kiedyś się spotkają... Odszedł.
/***/
              Wspomnienia. Lubią pojawiać się nieproszone.. Z jej oczu mimowolnie poleciały łzy. Zawsze, gdy to wspomnienie ją nachodziło, musiała z nimi walczyć. Zwłaszcza, że nie chciała z nikim dzielić się swym bólem z przeszłości. Nikogo on nie powinien obchodzić.. Był jej. Tylko jej i nikt nie był w stanie tego zniszczyć.
- Cześć mogę się dosiąść? - usłyszała młodzieżowy głos chłopaka i od razu wycierając oczy, zerknęła w jego kierunku. Przed jej wzrokiem pojawił się wysportowany, szczupły, młody, ciemno-brązowowłosy chłopak. 
- Nie. Nie masz kogo innego podrywać?! - wydarła się na niego, nie zauważając nawet, że słuchawki wypadły jej z uszu.
- Oj widzę, że trafiłem na młodą, wściekła. Masz pecha, bo nie zamierzam się Ciebie posłuchać. - usiadł obok niej
- A ja nie mam zamiaru z Tobą siedzieć.. Żegnam - wstała i zaczęła iść do domu. Nie szedł za nią, a tylko odprowadził ją wzrokiem...