środa, 21 sierpnia 2024

Oczami Aven cz. 10 - Emocjonalna huśtawka.

"Chciałabym tak ładnie to zacząć. Mój rysunek. Tak dawno nie rysowałam. Biorę do ręki ołówek, kładę na biurku kartkę i rozpoczynam. Pojawia się pierwsza kreska, potem kolejna i kolejna, a zaraz już nie mogę na to patrzeć. Nie podoba mi się to, co tam powstaje. Nie używam gumki, jakoś tak nie przychodzi mi to do głowy. Natychmiast zgniatam kartkę i wyrzucam ją do kosza.  Następnie biorę kolejną, by zaraz i ta wylądowała w śmietniku. Nie mogę się skupić. Zdaje się, że tego dnia moja chęć na nic się zda. To, co tworzę, nie jest tym, co chciałabym ujrzeć. Jakbym kompletnie nie miała do tego talentu.. Może nie mam, a może chodzi o coś zupełnie innego. Patrzę na śmietnik. Tego dnia zdążyłam zmarnować tyle papieru, by nic z tego nie wynikło. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że warto dbać o drzewa. Co się ze mną dzieje?
Moja głowa jest przepełniona. Za dużo myśli. Zbyt wiele chaosu. Chciałabym umieć to uporządkować, powkładać do szuflad i zamknąć na klucz, by nie mogło to przejąć nade mną kontroli. Coś jakby mi nie pozwala. Czuję się zniewolona.. Zniewolona przez wydarzenia. Boję się tego, co się dzieje, tego, co ma nadejść również. Boję się jakbym miała na to większy wpływ. Niby ja podejmuje decyzje, a jednak kiedy mam wiedzieć, że dana decyzja jest słuszna? Nigdy nie ma się pewności.
Chciałabym usnąć, wstać i nie mieć już wątpliwości. Być pewna tego, co robię. Nie żałować niczego. Po prostu uśmiechać się do świata.
A jednak nawet jak się uśmiecham, to ten uśmiech kryje w sobie cień smutku. Ciągle pamiętam, nigdy nie zapominam. Zastanawiam się, jakby to było niczym się nie przejmować? Stracić wszelkie uczucia? Nieraz sobie myślę, że właśnie tego bym chciała. Stracić wszelką wrażliwość na cokolwiek. Życie niesie z sobą zbyt wiele bólu i smutku.


Patrze na zdjęcia na biurku. Te przedstawiające moje stare klasy, właściwie te najdawniejsze. Zabawne, że akurat na nich się również uśmiechałam, a przecież wspomnienia z tamtych lat to też swego rodzaju ból.. Zabawne.. Chcę ucieć, Chce zniknąć. Chce przestać cokolwiek już czuć.

Biorę uspokajający wdech. Muszę się ogarnąć. Nie wolno mi tak pesymistycznie myśleć. Co mi po tym bowiem?.."

Pamiętam, jak to napisałam. To był zły okres, to był naprawdę zły okres.... Czasem są takie dni, takie gdy wszystko denerwuje, gdy masz ochotę krzyczeć, gdy szukasz ucieczki. W moim życiu uciekałam ciągle i ciągle, dalej uciekam, kiedy mi źle. 

21.08.2024

Kiedy myślałam, że już nigdy nic nie napisze... Myślałam, że tu nie wrócę. I na pewno nie dokończę myśli z 2017-2020 roku... Wszystko o czym tak naprawdę myślę - przywołuje ból i łzy. Czasem jest tak cholernie ciężko. Codziennie wstaje i wmawiam sobie, że przecież nie czuję już nic i jednocześnie często wcale nie mam ochoty wstać.
Wmawiam sobie - nic nie jest w stanie mnie zranić.

Nie płakałam na pogrzebie mamy, a przynajmniej nie na tyle, by ktokolwiek to zauważył. Odcięłam się od emocji. Zablokowałam możliwość załamki. Obiecałam sobie, że nie pozwolę sobie poczuć się znowu tak jak kiedyś... Bezsilnie, samotnie, bez poczucia wpływu na cokolwiek.

Dorosłość jest zwyczajnie do bani. Nie wiem, czemu jak inni myślałam - dorosnę = zacznę spełniać marzenia...? Dlaczego rodzice nie tłumaczą dzieciom, że w dorosłym życiu nic nie przychodzi łatwo? Dlaczego nie mówią, że część ludzi ma po prostu odrobinę więcej szczęścia nie musząc się niczym martwić, chociaż nie - zawsze znajdzie się coś, co będzie czyimś problemem, ale nadal mają jednak odrobinę łatwiej w tym życiu na start... ? Niemniej nadal niektórzy ludzie, by móc się realizować - muszą włożyć w to dużo pracy, a czasem choć się starają - życie ich po prostu kopie mocno w dupę...

Brakuje mi mamy. Brakuje mi ludzi, których miałam za przyjaciół. Brakuje mi zwyczajnej możliwości przytulenia się do kogoś i na moment pozostania w iluzji, że tak pozostanie już zawsze... A jednocześnie nie mam ochoty się już oszukiwać. Nie chce czuć całego bólu związanego z tęsknotą za kimś przy kim czułam się zwyczajnie dobrze, chociaż co jakiś czas i tak to czuję...

Chciałabym faktycznie też nic nie czuć, być niewrażliwa na czyjeś poważne problemy... Nie czuć tej potrzeby, że musze być czyimś wsparciem, bo ten ktoś i tak ma ciężko w życiu... Szkoda tylko, że kiedy obiecuje sobie - to ostatni raz, kiedy zainteresuje się czyimś życiem... Jak przychodzi co do czego i tak pytam: "Hey co się stało? Czy dobrze się czujesz?". By potem ta sama osoba zraniła mnie czynami bądź słowami. 

Da się zabić w sobie całkowicie uczucia? Albo uodpornić na czyjeś problemy?

Ale paradoksalnie... nie chce być egoistą... Tylko dlaczego te uczucia tak bardzo bolą? 
Nie zawsze jest tak źle.... Czasem czuję, że faktycznie mogę wszystko, że już zaczyna być dobrze...

By znowu i znowu zadziało się coś, co zepsuje całe to nastawienie... Jednocześnie to poczucie samotności nigdy nie znika, nawet kiedy nie jestem sama... 

Czasem myślę, mogłabym zasnąć i już się nie obudzić. Za dużo tego wszystkiego we mnie. A czasem z tym walczę.... i robię po prostu swoje. Szkoda tylko że na chwilę to działa. 

czwartek, 2 listopada 2023

Oczami Aven cz. 9 - Czy może być po prostu dobrze...

Czas leczy rany - podobno...
Czas mówi - Zapomnisz
Tylko nie rozpamiętuj....
Nie da się...
Nie wyrzucisz z głowy tego, kim jesteś...
Nie wyrzucisz z głowy tego, że mogłoby być inaczej, gdyby nie te pieprzone błędy... 



Mój brat stwierdził jedno - Nie żałuj... 

Nie żałuje... Czuje żal - to różnica.
Aven

        - Uśmiechasz się - powiedział, spoglądając na nią i znajdując się nagle w pokoju. Stwierdził. Nie pytał. Pierwszy raz rzucił czysty fakt w eter zamiast czasem irytujących retorycznych pytań.
          Jego pytanie ciut wytrąciło ją z równowagi psychicznej jaką czuła w tym momencie, ale i tak się uśmiechała. Siedziała w swoim pokoju, tym małym zakątku świata, który rzekomo należał do niej, a jakoś nigdy nie czuła, by był wyłącznie jej na własność. Nigdy nie czuła w nim specjalnie odrobiny prywatności. Chyba, że była smutna. Chyba, że chciało jej się płakać i nawet to robiła... Wtedy jakoś nikt nie zauważał, że istnieje. Chociaż w każdej innej chwili zawsze mieli to jedno słowo, które wyrażało ich jakąkolwiek chęć czegokolwiek w danym momencie właśnie od niej. Jakby nie umieli chociaż na chwilę dać jej spokoju i ciszy... Z czasem przestała nawet jej żądać... I chyba właśnie wtedy ją dostała, by raz na jakiś czas mieć to zburzone.
           - No popatrz... To takie dziwne, że chce mi się śmiać, a nie ryczeć w poduszkę, zawinąć się w koc i zapomnieć, że istnieje? - zapytała ironicznie swojego przyjaciela, którego nawet przybycia nie zauważyła - Kiedy przyszedłeś Nithryu? Nie zauważyłam Cię... - stwierdziła do niebieskiego wilka.
           - Ściągają mnie Twoje myśli... Nie Ty sama. Wiesz dobrze - jestem wtedy, kiedy naprawdę mnie potrzebujesz, a nie codziennie. Chyba się dobrze bawiłaś... stąd ten uśmiech.... 
         - Nie narzekam... Poza tym wiesz.. chyba nie chce kolejny rok z rzędu prawie non stop narzekać czy to innym, zazwyczaj obcym, nieszczególnie istotnym osobom w życiu, czy też sama sobie, jak to kiedyś ktoś spierdolił moje życie i to dalej się na mnie odbija. Jak po tylu latach mimo wielu momentów, w których zrozumiałam, dlaczego tak było... czy dlaczego względem mnie się tak zachowywano, czy dlaczego w ogóle na to pozwalałam... czy co powinnam zrobić, by nie było powtórek... Wiesz... chyba pomijając te kilka ostatnich słów przemyśleń na moim blogu, w których obiecałam sobie - Nie cofaj się Aven wstecz, nie wracaj do tego, co było.. żyj dalej.. Chciałabym w końcu to zrealizować... A nie tylko gadać... Gadanie jest zbyt proste - zaśmiała się... 
               Uśmiechnął się. - Ściemniasz moja droga. Chociaż mądrze gadasz w końcu... 
              - Może i ściemniam, ale pozwól mi ten jeden dzień żyć iluzją Nithryu. Tą iluzją, w której nie będę zwyczajowa mną, która pójdzie na uczelnie, uśmiechnie się do ludzi, zaśmieje na temat tych kilku słów: "Ty znowu siedzisz w telefonie" i pomyśli.. "Jak Wy niczego nie rozumiecie", w głębi siebie chowając to, że chce zniknąć, czy inne takie czasem trochę bardziej pozytywne myśli, czasem gorsze, ale zazwyczaj mimo wszystko smutne. Zresztą pass... To byłam dawna ja.. Nie chce taka być. Nie chce mieć takich momentów. 
              Wilczek wstał od jej boku, przy którym wcześniej siedział, przeszedł kawałek z powrotem w głąb mieszkania, jakby miał zamiar się cofnąć do pokoju rodziców Aven. Milczał. Zastanawiał się, jak znowu ma nią wstrząsnąć. Ile razy już to on był jej głosem sumienia? Ile razy stawiał do pionu jej dość chwiejną psychikę? Ile razy tak naprawdę mogła na kogoś innego polegać niż na jego czy samą siebie? Pewnie były takie momenty, ale było ich naprawdę niewiele w życiu, by przestała potrzebować jego pomocy. 
              - Pamiętasz New'iego? - zapytał nagle zastanawiając się, czy na pewno powinni zostać na tej małej przestrzeni, którą był jej pokój. Przecież zawsze mogliby wyjść na dwór. Tylko by jej podpowiedział - weź psy na spacer - i już po chwili odczuliby powiew świeżego powietrza. To mogłoby im pomóc, ale pewnie dość szybko ucięłaby temat. 
              - Pamiętam. Czemu pytasz?
              - On zawsze się uśmiechał. Nieważne co by się działo... On się uśmiechał. 
             - Chyba zapominasz, że New'ie to część mnie. Część bardzo związana ze mną, o której nigdy nie zapomnę. Zresztą dobrze wiesz, że istnieje pewnych kilka nicków z przeszłości w mojej głowie, które miało dość istotne znaczenie na to, że jeszcze jestem, jak i na to, że jestem, kim jestem. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie pojawili się w moim życiu.
             - Tak samo dałabyś sobie radę i dobrze o tym wiesz. To były tylko napędy - te kilka istotnych cegiełek, że chciałaś czegoś, że walczyłaś sama ze sobą... Więc sama mi powiedz... Czemu teraz ciągle mimo wszystko wracasz do tego, jak było kiedyś, czy tego, że ktoś zrobił coś, a to niekoniecznie Ci pasowało... 
             - Nie wiem Nith... Nawiązujesz do obecnego roku, a nie 2014, prawda?
             - Nawiązuje i do tego i do tego.. Odpowiedz sobie sama - podobał Ci się ten rok?
           - Wiesz - jakby tak być obiektywnym, to nie był najgorszy rok. Pierwszą połowę roku cały czas się śmiałam, uśmiechałam, czasem tylko coś mnie denerwowało. Gorzej było od wakacji, ale w tym może jest trochę mojej winy. Widzisz - przyciągam ludzi z problemami. Widzisz garnie mnie do tych, co mają coś w życiu, co dla większej części społeczeństwa nie jest normalne.. Wtedy popełniam podstawowy błąd. Jestem dla tych ludzi zawsze, zapominam o tym, że też mogę ich potrzebować, a kiedy serio kogoś potrzebuje - jestem z tym sama. W te wakacje ten błąd trochę mnie kosztował. Znowu się na kimś zawiodłam. Znowu zostałam sama. Nie chce już zapominać o własnych potrzebach. Wiem - raczej nigdy nie zniknie mi z umysłu chęć troski i martwienie się o tych, którzy nawet na to nie zasługują, ale... 
              - To nie na tym polega, chciałaś powiedzieć? - zaśmiał się tym razem on. - wiesz wiele rzeczy, które się wykonuje, nie definiuje tego, jak naprawdę wygląda, albo powinno wyglądać życie. Mimo wszystko Aven - życie ma te mankamenty, że zawsze trafi się kilku takich, co skutecznie zepsują nam ochotę do życia.
                - Chyba powinniśmy skończyć tę rozmowę, bo wkrada się tu za dużo filozofii. Masz rację, a jednak pozwolę sobie zażyczyć.. Chce być silniejsza Nithryu. Chce nie spotykać na swojej drodze ludzi nie wartych uwagi, a jak już takich spotkam, szybko spuszczać ich z centrum swojego zainteresowania.. Chce zrealizować to, czego od wielu lat mi się nie udaje.... Chce się uśmiechać. Przede wszystkim chce się uśmiechać.... Pod sam koniec roku zmarła moja znajoma. Pamiętam ją, jako przeciwnika na ringu wystaw psich. Zawsze była uśmiechnięta i nie tylko ja to powiem. Nie przyjaźniłyśmy się, bo była to starsza ode mnie kobieta, trochę młodsza od mojej mamy, ale mimo to... jak spotkałyśmy się na wystawach zawsze była miła pogawędka, nawet kiedy moje psy schodziły z ringu z niczym, a ona wygrywała, czy odwrotnie. Miała ogromną wiedzę, w tym co właściwie w jakiś sposób jest nadal moją pasją. Kiedy o tym myślę, odczuwam żal. Życie czasem bywa zbyt kruche by je tak po prostu odbierać sobie, albo by tracić życiowe momenty nad użalaniem się, jak to było kiedyś... Przecież to było i nie wróci. Nie cofniesz czasu, by coś co miało miejsce, się nie wydarzyło, a skoro tego nie zrobisz - nie żałuj czegoś, na co nie masz wpływu. To nie powinno wpływać na Twoje życie. Tak uważa mój brat. Czy podzielam jego zdanie? Tak i nie. Nie żałuje minionych wydarzeń. Jest mi tylko żal tego, co było, było dobre, a już nigdy nie wróci i nie będzie tak samo. Mniejsza - chodźmy zatańczyć. Sylwester jeszcze trwa - mruknęła i nie wyłączając laptopa śmignęła z Wilkiem na parkiet, ustawiając muzyke, by po chwili wrac z jej pierwszymi krokami odczuć szał tego dnia i znowu się zapomnieć... Zapomnieć o bólu,  o smutku, po prostu się bawić...

**** 

Tym akcentem kończę 2018 rok. To nie był najgorszy rok, a jednak znowu miałam dołek. Znów zbyt długo on trwał. Ponownie za długo się z niego podnoszę... Ale daje radę. W końcu dam radę, wstanę i po prostu ruszę przed siebie... 

W Nowym Roku właśnie rozpoczętym... chce już w końcu nie patrzeć wstecz. Chce komuś zaufać i się nie sparzyć. Mówiono mi - życie ma to do siebie, że wielu dupków spotkasz na swojej drodze - ja nie chce. Omińcie mnie i dajcie mi święty spokój. Chyba starczy mi wrażeń z takim typem osobistości. 

Chce wrócić do agility. 
Chce wrócić do wystaw.
Chce działać... a nie zastanawiać się - tyle rzeczy można byłoby zrobić....
Chce zdać inżynierkę. 
Chce zdać prawko. 
A jak zdam, pojechać gdzieś prosto przed siebie... z kimś bliskim obok.

Ps. Wrzucam to na bloga, parę lat po tym, jak to napisałam... Ciekawe czy ktoś jeszcze to czyta. Czy ktoś pamięta, że mój blog istnieje/istniał i że czasem ktoś tak durny jak ja opisywał w nim swoje stany emocjonalne. Tak teraz sobie myślę - w chwili, gdy to napisałam - nie chciałam tego wrzucać, bo to znowu były smęty. Nie chciałam wychodzić na osobę, która już inaczej nie potrafi. Chyba to już faktycznie za mną, ale ten wpis nadal jest jakąś częścią mnie.

wtorek, 4 lipca 2017

Oczami Aven cz. 8 - Idź przed siebie, nie oglądaj się wstecz...

Stała na rozstaju ścieżek. Dwie ścieżki przed nią. Jedna prowadziła w prawo, a drogowskaz przy niej wyświetlał "Skrót do życia". Kolejna prowadziła w lewo. Przy niej też był znak, tym razem pokazujący "Skrót do śmierci". Ktoś się dziewczynie przyglądał. Wydawała się zagubiona, na jej twarzy widniał smutek. Wybory są przecież trudne. Czasem ciężko podjąć ten właściwy krok. 
"Ciekawe, co się stało" pomyślał obserwator przyglądając się jej. Po chwili zauważył, jak dziewczyna odwraca się za siebie. "No tak... zawsze może się cofnąć, sobie tylko znaną wcześniej ścieżką..." pomyślał widząc, jak ta wykonuje krok do tyłu, jednak po chwili staje, jakby sama toczyła ze sobą walkę. "Nie rób tego dziewczyno! Nie warto się cofać. Czy to przyniosło Ci uśmiech? Te wcześniejsze momenty? Zastanów się." pomyślał, starając się dać jej wsparcie, ale nie powiedział tego na głos. Nie chciał się wtrącać. 
To było jej życie, a każdy, czy chce tego czy nie, sam musi nauczyć się podejmować decyzje... Odwróciła się z powrotem do ścieżek i dostrzegł na jej twarzy zupełnie inny wyraz - zacięcie, upór, jakby już wiedziała, że tak łatwo się nie podda. Po krótkiej chwili był też świadkiem czegoś niezwykłego. Dziewczyna zaczęła szeptać, aż przed jej oczami pojawiła się ścieżka na wprost. Tutaj nie było żadnego drogowskazu, a więc droga wiodła w nieznanym jej kierunku. 
- Nie będę się cofać.. Nie będę iść na skróty... Pozwolę życiu samemu się toczyć... Niech będzie co ma być - powiedziała stawiając kroki naprzód i znikając obserwatorowi z oczu. 
W ostatniej sekundzie, gdy jeszcze ją widział, pomyślał: "Dobry wybór dziewczyno, powodzenia.". 


Są takie chwilę w życiu, gdy coś nas gnębi, coś smuci, czegoś mamy dość. Nie umiemy sobie z tym radzić, wylewamy łzy, albo kłócimy się ze światem ciągle i ciągle usiłując tylko znaleźć wsparcie. W moim życiu było wiele smutnych momentów. Wiele, o których mogę napisać, przytoczyć, opowiedzieć... A jednak w sumie staram się już tego nie robić. Te chwilę były i minęły. Jest dobrze.

Po co się cofać? Co daje nam patrzenie za siebie i myślenie, że skoro kiedyś było tak, to jeszcze się to powtórzy? Naprawdę...to ma jakiś sens? Może kiedyś myślałam, że rozpamiętywanie przeszłości da mi to, że nie powtórze błędów, a jednak czasem mam wrażenie, że w moim życiu koło nitki czasu zatacza pętle i powtarzają się te same schematy. I w którymś momencie zorientowałam się, że kiedy myśle o przeszłości, chwytam się jej, działam dokładnie tak samo, jak kiedyś. Więc po co? Czy nie warto pamiętać, ale odpuścić? Czułam żal. Już właściwie nie czuję. Myśle, że tamte chwile uczyniły mnie silniejszą. 

Dziś uśmiecham się, kiedy widzę deszcz, czy słońce. Dziś spotykam się z przyjaciółką i kiedy wspominamy stare czasy, śmiejemy się obie, jakie byłyśmy wtedy głupie. Dziś jestem dla niej wsparciem, a ona dla mnie. Dziś, kiedy mam ochotę - wyjeżdżam w trasę do fantastycznych ludzi i świetnie się bawię. Dziś nie oczekuje od kogoś zbyt wiele. Staram się wręcz nie oczekiwać wcale, poza oczywistą chęcią przyjaźni z każdym, kogo tylko poznam niezależnie, czy będzie to sieć, czy świat realny. Dziś nie wstydzę się żartować z rzeczy, które niektórych mogą zawstydzać.. 

Jedno mnie zastanawia - Dlaczego ludzie są dla siebie wredni? Dlaczego nie starają się jeden drugiemu poprawiać nastrój? Czy życie nie byłoby wtedy piękniejsze? Dziś jestem właśnie taką osobą, co chciałaby wszystkim dać uśmiech. No dobrze - zawsze taka byłam. Tylko teraz myślę też i o sobie, a nie tylko o innych. Wiecie jednak kiedy mi źle, potrzebuje jak każdy ciepła, nie spychoterapii, która wpędza w większego doła... 

Jednak nawet kiedy już jest źle, to przecież to zawsze mija i jest dobrze, więc pamiętać należy jedno - nie rozpamiętujmy tych złych momentów, pamiętajmy te dobre. I dążmy do tego, by było dobrze... Na to nastawmy swoje życie. "Idźmy przed siebie, nie oglądając się wstecz... tak żeby było dobrze"...

czwartek, 8 grudnia 2016

Dziecko jesieni... part 2 - Dorastanie nie jest fajne ^^ 07.12.2016 r





Mówią - życie jest za krótkie na wracanie do przeszłości.
Mówią - nie rozpamiętuj, idź dalej.
Mówią - uśmiechaj się, przecież w końcu będzie dobrze.
Mówią - chwytaj dzień, każda okazja może się nie powtórzyć.
A jednak, gdybyśmy zgadzali się ze wszystkim, co mówią, gdzie wtedy bylibyśmy sobą?
Chciałabym, by to wszystko było takie proste.. A jednak.. Mimo wszystko cieszę się, że jestem sobą. 

Aven


      Wieczór. Jak przystało na jej obowiązek - wyszła z psami na spacer do parku. Już zmierzając w stronę celu zagłębiła się w myślach. Nie umiała inaczej, nie umiała iść z nimi i zwyczajnie nie myśleć o niczym. Najgorsze, że często myślała o czymś wywołującym nie najlepszy nastrój. Teraz też nie uśmiechała się, ale tym razem nie sprawiała wrażenia smutnej. Zamknęła oczy, ale tylko na chwilę - nie mogła pozwolić sobie na nieuwagę podczas patrzenia, gdzie idzie, skoro to nie był spacer dla niej, tylko dla potrzeb jej małych zwierzątek. A jednak niby patrzyła przed siebie, ale jakby inaczej. Trochę jakby była w kompletnie innym miejscu.

      - A Ty znowu zamyślona... - odezwał się Nithryu w jej umyśle, pojawiając się nagle obok jej psiaków za pomocą jej wyobraźni. Jej kompan, część jej podświadomości od kiedy od Hikamaru dowiedziała się o Dajmonach - niebieski wilk, rozmiarów trzykrotnie większych niż jej psiaki.
- A Ty jak zwykle się czepiasz... Jakbyś mnie nie znał - uśmiechnęła się do niego szeroko, ale tylko przez chwilę, po tym zamilkła i znowu pogrążyła się w rozmyślaniach.
- A więc o czym tak dumasz? - dla zwrócenia swojej uwagi specjalnie zabiegł jej drogę i chociaż tak właściwie mogła spokojnie przez niego przejść, tak jej pierwszy odruch kazał się jej zatrzymać.
- O wszystkim i o niczym. Żadna nowość, czyż nie? - zadała pytanie retoryczne, po czym zgrabnie go ominęła i ruszyła w dalszą wędrówke po zakamarkach parku - kolejny rok życia... mi minął
- Owszem, wszystkiego najlepszego. Ale wiesz? Wydajesz się inna niż dwa lata temu... 
- No tak. Nie płaczę, nie chodzę smutna - o to Ci chodzi? - zapytała, a widząc jego brak reakcji dodała - no bo w sumie... jakby spojrzeć na ten rok - nie było tak źle. Mogło zawsze być gorzej. I właściwie chociaż dzisiaj nie świętowałam, odbije to sobie w piątek. - uśmiechnęła się do niego.
- To też. Jednak przede wszystkim jesteś spokojna, opanowana. W tym roku również nie założyłaś z góry płaczu...
- Bo nie było powodów.
- Czy to rzeczywiście wszystko o czym myślisz?

    - Nie. Widzisz... ostatnio się zastanawiam nad upływem czasu. Pamiętam małą dziewczynkę. Pamiętam jej spacery z rodzicami i braćmi na warszawską starówkę i jej upór, że wszelkie mijane murki będzie przechodziła sama. Dziewczynka chciała być samodzielna. Dziewczynka chciała udowodnić światu, że nie potrzebuje pomocy, bo ma tak wyćwiczony narząd równowagi. Pamiętam, jak raz ta dziewczynka spadła i płakała, a rodzice przypominali jej, że przecież mówiła: "ja sama, ja sama". Taka mała "Zosia Samosia" z niej była. Widzisz, ale kiedy usiłuje sobie przypomnieć, o czym marzyło tamto dziecko - nie pamiętam nic. Wiem, że na pewno nie były to lalki. Zastanawiam się, czy po prostu temu dziecku nie wystarczało to co miało - rodzice, bracia, sąsiedzi, którzy byli najlepszymi przyjaciółmi, wspólne zabawy w domu, czy też w parku. Wydaje się, że nie, ale pewna być nie mogę. 
Pamiętam tą dziewczynkę nieco starszą. Szła do szkoły, po odbyciu testów psychologicznych, że jej psychika jest na takim poziomie, że powinna sobie poradzić w szkole. Pamiętam, że wraz z chwilą przekroczenia pierwszego progu szkoły jej marzeniem było znalezienie przyjaciół. To dziecko było naiwne. W tamtym czasie myślało, że każdy, kto z nią porozmawia, od razu może stać się przyjacielem. Mimo wszystko tamto dziecko było w większości czasu raczej uśmiechnięte. Jak się zastanawiam, co było dalej... 
Mijały lata, a na twarzy dziewczynki widziałam coraz więcej smutku, słyszałam częstsze płacze... Jej marzenie raczej kiepsko zostawało spełnione, przynajmniej jeśli brać pod uwagę kwestie ludzi. Napewno trochę jej winy też w tym było. Pamiętam, że to dziecko, właściwie wtedy już nastolatka, zaczęło mieć pierwsze wahania, czy na pewno nadaje się do życia... Mimo wszystko dalej podczas takich wahań zdarzały się chwilę, które momentalnie to przerywały. Dziecko się uśmiechało, cieszyło, a myśli uciekały w inną stronę. 
Potem nastolatka postarzała się o jeszcze kilka lat, oraz nowych doświadczeń. Zaczęła zauważać, że źycie nie składa się wyłącznie ze szkoły, czy problemów posiadania przyjaciół. Zauważyła, że człowiek musi mieć za co żyć, że niestety życie nie jest "za darmo". To na pewno wywołało kilka przytłoczeń, ale jakoś gdy mijał kolejny czas, radziła sobie z tym. Jednak zdecydowanie daleko jej było już do tej 4 latki, która chciała udowodnić, że potrafi poprawnie przejść po murku... Nie była tak beztrosko radosna, ale tylko wyłącznie, gdy naprawdę były dobre chwile w jej życiu...

       - Niezła historia, ale może zamiast się rozwodzić, powiesz w końcu o co Ci chodzi?
- Widzisz... Ta dziewczynka to ja. Zastanawiam się, co się ze mną stało.. Dorastanie wcale nie jest super - uśmiechnęła się.. - mogłabym wrócić do bycia dzieckiem, do tej ciągłej radości z najprostszych spraw... Do prostych marzeń, które zakładały po prostu to, o czym marzy każda dziewczyna. A teraz? Teraz daleko mi do tego. Chce po prostu bezpieczeństwa i uśmiechu. A czasem przydałoby się parę chwil, w których można zapomnieć, ile ma się lat. I wiesz co... Szkoda, że w te urodziny nie skontaktowałam się i zapewne już nie skontaktuje się z Rockiem. Szkoda kilku innych spraw... Ale choćby dlatego, że ten dzień nie był najgorszy, życzę sobie, a właściwie nam, aby przyszły rok... był po prostu cudowny..

      - Nudzisz, wracajmy do domu, twoje psiaki mają dość.. - odrzekł i tym samym zakończył ich rozmowę, a Aven spoglądając na psiaki przyznała mu rację, by za chwilkę wyłączyć głos Nithryu w swojej głowię i zdecydowanym krokiem wracać w swoim prywatnym kierunku. Wracając na jej twarzy był uśmiech...

****

Fikcja, czyli coś, czym najlepiej oddaje swoje uczucia. 
Nie wiem, czy powinnam wrzucać coś tak osobistego, ale mam nadzieję, że chociaż stylistycznie napisałam to dobrze. W tym roku... nie wiem, czy powinnam już dziękować za urodziny, czy raczej nie, wstrzymam się i najwyżej dopisze później. W końcu świętuje w piątek.. A może inaczej. Już na zaś dziękuje wszystkim, którzy sprawiają, że teraz raczej częściej się uśmiecham :) Mam nadzieję, że mój przyszły rok życia będzie spędzony właśnie z Wami. <3 <3 <3

Napisane przez Aven - w nocy z  07.12.2016 r na 08.12.2016.

Edit: Piątek minął dobrze - udanie :) Dziękuje.

poniedziałek, 9 maja 2016

Oczami Aven cz. 7 - Lubię to, jaka jestem

Tańczyła ze znajomymi w klubie. Porywała ją muzyka. Głośne, rytmiczne muzyczne dźwięki, czasem zakłócone słowami... Na jej twarzy widniał uśmiech, gdy kolejny raz do rytmu skoczyła w górę. Po chwili muzyka zmieniła ton, a ona od razu starała się za nią nadążyć. Krok w przód, w tył, w lewo, w prawo, obrót, jakiś gest ręką, jeden, drugi, trzeci i wszystko to z radością podczas tańczenia. Spojrzała na przyjaciół. I oni się cieszyli swoim towarzystwem. Po chwili poczuła jak w wirze ciał porywa ją jakaś ręka, nie przejmując się niczym, dała się porwać, byleby tańczyć dalej.. Te ręce okazały się męskie, ale przecież to nie problem. Te ręce zaczęły narzucać jej rytm i kroki, a ona zupełnie jakby była doświadczoną tancerką, pozwoliła na to. Ten wieczór - miała przecież się dobrze bawić? A czy to było dobrą zabawą? Miała się jeszcze przekonać. Tańczyli coraz szybciej. Co jakiś czas zbliżał i oddalał ją od siebie. Patrzyła mu w oczy, nie wymieniali słów i chociaż go nie znała, ufała chwilowo, że nie zrobi jej krzywdy. Naprowadził ją ręką, by wykonała obrót. Następnie odwrócił ją tyłem do siebie i zbliżył, żeby razem pobujali się trochę w rytm muzyki. Obejmował ją, kiedy dalej tańczyli. Poruszała biodrami do rytmu wraz z nim. W tej chwili liczyło się to, żeby tylko tańczyć. Pozwoliła się znowu odsunąć, pozwoliła przejechać jemu rękoma od lini ramion do dłoni i powrócić na ramiona, Później "był grzeczny", jak to określiła w myślach. Dalej tańczyli to szybciej to wolniej wykonując różne kroki do muzyki. Przetańczyli tak parę utworów, aż dziewczyna stanęła nie tańcząc, a chłopak wraz z nią trzymając ją za rękę.
- Coś się stało?
- Nie. Muszę odpocząć.
- Jak masz na imię?! - przekrzykiwali muzyke zarazem
- Jestem Aven, tylko Aven - odpowiedziała
- Kamil. Dasz się na drinka zaprosić, skoro chcesz odpocząć?
- Nie dzięki. Nie piję. Ja tutaj tylko na trzeźwo - uśmiechnęła się do niego - dziękuje za taniec.. Pójde poszukać znajomych
- Nie ma za co.. Dobrze tańczysz.. - chciał jej dać swój numer, ale dziewczyna już odchodziła wśród tłumu tańczących znikając i go napewno nie usłyszała.

To takie "zabawne", gdy ktoś odbiera ludzi pod wpływem jednej małej chwili. To takie "zabawne", gdy jedno zdjęcie, słowo, a ktoś już może o nas wszystko powiedzieć. Lubię siebie, jaką jestem.. Lubię swoje decyzje, swoje postanowienia, swoje bycie odważną w chwilach, których zazwyczaj się boję. Lubię swoje przyzwyczajenia. Wstawanie, wychodzenie z psami i ogarnianie na uczelnie, a potem... to zależy od dnia. Czasem jest to tylko siedzenie przed komputerem i pisanie tryliady słów z różnymi osobami przez sieć. Czasem są takie dni, gdy wychodzę z każdym lub z częścią swoich psiaków na pojedyncze spacery, nie biorę telefonu, zabieram natomiast ze sobą nerkę, a w niej wyłącznie smakołyki dla futrzaków i zabawkę. I idę z tym psiakiem lub psiakami na teren, który dobrze znam i mnie nie ma. Zajmuje się ich treningiem, przypominaniem im, że warto mnie słuchać, przypominaniem, że trening to najlepsza ze mną zabawa. I widzę ich uśmiech na pyszczkach, a wtedy i sama się uśmiecham. A najbardziej jestem dumna, kiedy po iluś takich godzinach wracam do domu i mówię do mamy: "Zmęczyłam się, ale dzieciaki odwaliły kawał dobrej roboty". Lubię czasem pójść do pracy, w której przykładam się z całej swojej siły, a potem lubię czas, gdy dostaję wypłatę, chociaż nigdy nie wiem na co ją wydać. Tej wypłaty jest tak niewiele, że nieraz rezygnuje z czegoś na rzecz tego, co potrzebne, albo tego co wywoła najszerszy uśmiech na mojej twarzy. 

Kocham wolontariaty, pracę dla idei. Tak - to określenie jest bardzo dobre. Kocham pracować, kiedy wiem, że ktoś dzięki temu będzie miał pożytek. Kocham wkładać w to serce.

Pokochałam pracę w schronisku, chociaż ona daje mi więcej, niż ja psiakom, które się tam znajdują. Dają mi odczucie spokoju, odpoczynek od tego, co tu i teraz w moim życiu. Wtedy skupiam się, by być tylko dla nich.

Kocham wyjazdy w świat, zwiedzanie zamków, twierdzy,muzeów,  czy po prostu patrzenie na mijane przeze mnie krajoobrazy. Kocham podróże samochodem, radio włączone na full i mój głos próbujący zaśpiewać jak autorzy piosenki.

I dlatego zabawne jest, kiedy ktoś widzi, jak raz postanowie dla odmiany zrobić coś sprzecznego z sobą - raz jeden dla odmiany pobyć kimś innym, a jednocześnie nadal sobą - i od razu widzi we mnie kogoś innego. Przecież czasem również warto łamać własne nakazy i zakazy... Przecież życie ustalonym porządkiem jest nudne. Przecież monotonia jest tak bardzo denerwująca. Wszystko w granicach rozsądku tylko.

Lubię to, jaka jestem.. Kocham to, jaka jestem. Swój zmysł dostrzegnięcia piękna tam, gdzie go nie ma.. Swoje szukanie w każdym dobrych cech. Swoją wiarę w to, że ludzie wcale nie muszą być okropni.. Lubię to, że nawet jak coś przyprawi mnie o łzy, za chwilę znów się uśmiechne. Lubię to, że umiem dostrzec rozrywkę w prawie każdej możliwej formie zabawy. Kocham swoją wyobraźnie.

Nie, nie jestem idealna. Nikt nie jest idealny. Mam pare wad - jestem leniwa, często chodzę smutna, często się denerwuje, wracam myślami do przeszłości, pamiętam wszystkie złe rzeczy, które przytrafiły mi się w życiu. Bywam niemiła czasem. Opowiadam kiepskie żarty.. Nie zawsze dbam o to, jak powinnam się ubrać - zapewne nie mam wyczucia idealnego stylu. Czasem bywam zagubiona wśród tłumu i przerażona...

A mimo to... - lubię to jaka jestem. A to, że ty mnie nie znasz z wspomnianych wyżej sytuacji? Najwyraźniej w ogóle mnie nie znasz. Najwyraźniej to, że mnie oceniasz, nie ma żadnego znaczenia. I nawet nie masz prawa obiektywnie mnie ocenić.

Lubię to jaka jestem... :)  :)

środa, 5 sierpnia 2015

Oczami Aven cz 6.

Słowa to coś, co kocham. Coś, czym tak wiele można wyrazić. Coś, co użyte może zawrzeć w sobie przenośnie. Coś dużo bardziej wyrazistego od prostych gestów, dających jasny przekaz. Prawidłowe odbieranie słów wymaga umiejętności...

*****

AKADEMIA  TSUKI, rok  2012  wakacje,  nigdy  nie  zamknięty  sezon  na   nauczanie.

       - Aven, Hiroshi czas na Wasz trening. - usłyszałam głos naszego nowego nauczyciela od sztuk walki,

     Rezo - jego przyjazd, czy raczej przybycie pamiętam bardzo dobrze, jakby to było wczoraj. Weszłam do salonu i ujrzałam kogoś nowego. Niby na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym. Był wysoki, czarnowłosy i dosyć przystojny, ale to akurat jak każdy w naszej akademii. A jednak przeczucie wywoływało moją nieufność. Było w nim coś niepokojącego. Coś, co nie zaslugiwało na zaufanie. Dość szybko zrozumiałam, co takiego nie podobało mi się w nowym nauczycielu. Zaczepiał moje rówieśniczki, a co za tym idzie - nie czułam się zbyt pewnie i nie darzyłam go sympatią. Niby w akademii nie było zakazu na związki uczennic z nauczycielami, ale Rezo był taki, że najchętniej chciałby mieć każdą, gdyby tylko mógł. Wydawałoby się wręcz, że nauczyciel wychodził też z założenia, że żadna nie może się mu oprzeć. Mi się to udawało i mimo założeniu nie tylko mi. Jego demoniczne uroki w ogóle nie miały na mnie żadnego wpływu. Darzyłam go nienawiścią za jego dziwaczne zachowanie, do czasu....
        Rezo nie deklarował wraz z przybyciem do akademii, czego dokładnie będzie nas uczył, a Kire, dyrektorka naszej sławnej szkoły nie chciała go jakoś z tym popędzać, a wręcz dała mu czas na zadomowienie się wśród nas. Dopiero parę miesięcy po jego przybyciu nauczyciel oznajmił, że uczy sztuk walki. Nie pamiętam akurat tego, jak do tego doszło, ale w rezultacie wynikło, że jedynymi zainteresowanymi jego przedmiotem stałam się ja i Hiroshi. Hiro nie chciał bym trenowała wraz z nim. Właściwie najchętniej w ogóle nie widziałby we mnie wojowniczki. Ale ja... Ja zrobiłam mu to na złość. Zresztą nie miał nic do gadania...

         Za słowami nauczyciela udałam się wprost do sali treningowej nie patrząc na Hiro. Nie mogłam doczekać się walki. Tym razem chciałam ją wygrać. Trenowałam mocno. Wiem, że on też. Oboje nie chcieliśmy przegrać. A fakt, że dotychczas to Hiro zawsze był górą, by potem ze mnie lekko pokpić dodatkowo dodawał mi motywacji. 
- Użyjcie dziś tego czego ostatnio prywatnie Was uczyłem, popatrze, ocenie i będę wiedział nad czym dalej pracować .. No dobrze, gotowi? - zapytał, gdy byliśmy ustawieni po obu stronach sali. Hiroshi spoglądał na mnie z delikatnie wyzywającym, a delikatnie kpiącym spojrzeniem. 
- Gotowa księżniczko? - zapytał lodowatym tonem, chociaż cały czas się uśmiechał. Nie dał mi czasu na odpowiedź, tylko po prostu pobiegł, od razu przyzywając swój żywioł lód do akcji. 
Zanim zdążył do mnie dobiec, udało mi się zareagować i odskoczyć w bok. Specjalnie się wtedy zaśmiałam, a on nadal się uśmiechał. Przynajmniej tu oboje mieliśmy wspólną zabawę z tego co robimy. Przynajmniej tu nie byliśmy dla siebie powietrzem... 
Zaraz wyciągnęłam z pokrowców sztylety i otoczyła mnie moja aura... Skoro on używał mocy, to i ja mogłam, zresztą Rezo dokładnie powiedział, by i tym razem pokazać aktualną pełnie swoich zdolności. Hiroshi chyba specjalnie stał bez ruchu i czekał, dając mi szanse do ataku. Zamachnęłam się sztyletem otoczonym własną magią, ale ten bez wahania to odparował, odskoczył, a następnie posłał w moim kierunku dawke lodowych pocisków. Wtedy musiałam wykazać się zdolnością akrobacji, unikając jednego za drugim, a ten cały czas wysyłał kolejne. To był stały element naszego treningu. Właściwie wykształcał mi tym samym szybkość. Czasem - gdy Rezo nie wymagał od nas zwykłej walki - mieliśmy przekazane by wymieniać się w ćwiczeniu wysyłania pocisków, tak by każde z nas zwiększało swą sprawność . W końcu taki był cel naszego szkolenia - być jak najszybszym i jak najbardziej skutecznym w walce. Teraz Hiro po prostu wykorzystywał swoje umiejętności nie męcząc się przy tym zbyt wiele, a za to mnie samą próbując zmęczyć. W końcu zmęczona przegram. A jednak los pozwolił mimo unikania trafienia znowu na atak. Wtedy, gdy dostatecznie blisko niego się znalazłam, doskoczyłam do niego i zaczęłam szarżować, a on tym samym musiał zaprzestać zabawy lodem. Scieraliśmy się, ja sztyletami, on po prostu ich unikał, W naszych gestach był upór, napięcie.. chęć wygranej. 
- Myślisz, że dasz radę ze mną wygrać? - zaśmiał się w pewnej chwili Hiro - Zbyt wiele Ci do mnie brakuje
W mych oczach pojawiły się niebezpieczne błyski, szepnęłam coś hasłowo, chcąc wykorzystać nową umiejętność otrzymaną od Rezo. Czułam wściekłość na mego przeciwnika, musiałam go pokonać, zetrzeć z jego twarzy uśmiech. Zdecydowanie Hiro nie pamiętał, za co kiedyś mnie lubił.. Jednakże skupiając się na tym, by użyć zdolności i niby potrzymując natarcie, zagapiłam się, a Hiroshi to wykorzystał. Wytrącił mi sztylet z ręki, a nastepnie z łatwością odebrał mi drugi i sam nacierając doprowadził do ściany. I już było wiadome że jest po walce.
- nadal jesteś bardzo słodka księżniczko.. - rzekł, odsunął się i odrzucił mi sztylety, sam powoli idąc do wyjścia bez patrzenia na mnie. Chciałam znów go zaatakować, a jednak Rezo gestem powstrzymał mnie przed tym.
- Hiro, dobrze się spisałeś - rzekł tylko do ucznia nauczyciel, a mnie pozostawił bez słowa, znikając poprzez wykorzystanie swojej demonicznej zdolności. Zła tym komplementem bez żadnego słowa w moją strone, cisnęłam sztyletem wprost w wyjście, aby trafić w swojego blond przeciwnika. Bez wachania złapał broń w powietrzu, zanim do niego doleciała po raz kolejny. 
- Aleś Ty się zrobiła nudna. Nie wiem, czemu próbujesz ciągle mnie pokonać. Wolałem Cię jako tą, która bardziej była we mnie zapatrzona... 
- Nigdy nie byłam zapatrzona w Ciebie. Żałuję, że cokolwiek kiedykolwiek ze mną zrobiłeś 
Odwrócił się i bez wachania podbiegł do mnie i znowu docisnął do ściany przybliżając twarz na odległość centymetra ode mnie .
- Naprawdę? Czyli to, że teraz szybciej bije Ci serce, nie ma takiego znaczenia? Jeśli tak bardzo chcesz ze mną wygrać i okazać jak bardzo mnie nienawidzisz, musisz się bardziej postarać księżniczko - owionął mój policzek oddechem, a potem tak szybko się wycofał, że nawet nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć.
Walnęłam pięścią prosto w ściane.,,,

*****

Miłość ma nieraz tak wiele wspólnego z nienawiścią, nienawiść ma nieraz tak wiele wspólnego z miłością. 

To tylko kolejne moje wspomnienie. Wspomnienie, które również da się opisać słowami.. Nieco niedokładne, ale mniej więcej takie, jakim je pamiętam. To były czasy za którymi tęsknie. Wtedy, co innego się liczyło.. A świat był zdecydowanie dużo prostszy. Teraz jest tak, że mam wiele słów w głowie, które chciałabym wobec kogoś wypowiedzieć, a jednak milczę. Tak każe mi rozsądek. Po co wypowiadać słowa, które w zasadzie mogą nie mieć żadnego znaczenia ani teraz, ani potem, ani nigdy dla tej drugiej strony.. Może wyłącznie dlatego, żeby samemu mieć mniej ich w głowie? Chciałam wiele wypowiedzieć po prostu wprost. Pozbyć się męczących myśli. Wyjaśnić, a nie tylko kazać się domyślać, co myśle. Jednak dalej mimo wszystko wydaje mi się, że są kwestie, które warto przemilczeć. Może później będę żałować, ale jak na razie jest efekt taki, że tylko dla mnie coś jest ważne...
Czy tylko ja czuje takie osamotnienie w pewnych kwestiach? 

wtorek, 30 grudnia 2014

Rok 2014 - Podsumowanie

I kolejny rok mam już prawie za sobą. Czy był taki jaki chciałam, by był? Niekoniecznie. Ale może to nawet i lepiej? Gdyby był tylko dobry, to przecież byłoby nudno i zaczęłabym się zastanawiać, czemu nagle wszystko przychodzi mi tak łatwo...

Ten rok jednak w przeciwieństwie do poprzedniego nie nazwałabym beznadziejnym. Określiłabym go jako ciekawy. Było bowiem różnie - trochę smutków, trochę radości. Zbilansowanie. Siedzę w pokoju i kolejny raz rozmyślam, jak wyglądał, co robiłam, co mi się podobało, czego żałuję, co bym zmieniła, ale na to już wpływu raczej nie mam. I jest wiele rzeczy, które mogłabym wymienić, ale czy jest ku temu sens, by wszystko szczegółowo opisywać? Raczej nie.

Wiem, że zaczął się cudownie. Wiem, że przyniósł wiele chwil, gdzie na twarzy ciągle widniał mi uśmiech. Tak samo jak i momentów, gdy płakałam. Dużo jeździłam biorąc pod uwagę 2 poprzednie lata. Byłam nawet za granicą. Pobawiłam się na konwentach, w które tym razem ktoś mnie bardziej wciągnął. Znowu poznałam ludzi, w tym kilku, na których wiem, że mogę polegać. Od maja do prawie końca wakacji zajmowałam się przez chwilę swym ukochanym agility. Spędzałam też czas z tymi, którzy już od jakiegoś czasu są blisko mnie. Poza tym nabrałam znowu nowych doświadczeń, co też jest kolejnym plusem. I znowu lekko dorosłam, ale to już chyba wynik doświadczenia. Zmienia się człowiekowi podejście. 

W tym roku postanowień nie mam. A raczej nie chcę ich uznać za noworoczne, bo te aktualne są w mojej głowie już jakiś dłuższy czas i właściwie są niezmienne, więc nie zaliczam ich do noworocznych. Zresztą tak jest lepiej jak nie zakłada się czegoś konkretnie na dany rok - nie odczuwa się potem zawodu. Gdy ma się zaś postanowienia nieokreślone, tak czasem łatwiej je spełnić.

Właściwie jednak kończe ten rok z pewnymi niewyjaśnionymi rzeczami, ze smutkiem, pewnego rodzaju pustką, z utratą pewnej znajomości. Ale tym też nie chcę się przejmować. Chcę kolejny rok zacząć tak, by znowu praktycznie niczego nie żałować. Chcę też coś naprawić - zobaczymy, czy mi to wyjdzie... I przede wszystkim być sobą. 


Co do życzeń - ciężko wymyślać co roku coś nowego, coś osobistego, coś gdzie widać, że wkłada się w to serce, by osoby, którym chce się je składać, odczuły, że to tylko słowa dla nich. Chciałabym po prostu, by wszystkim ten rok przyniósł radość, odrobinę ciepła, szczęście, mniejsze problemy, bez których niestety w świecie nie da się obyć, spełnienie marzeń i właściwie wszystko, co najlepsze ;)


Szczęśliwego Nowego Roku 2014!!! :) :) :)