Jest tak że czas pędzi do przodu, biegnie i nawet nie pomyśli, by się zatrzymać. Nie zatrzyma się nawet na ułamek sekundy. I to tej pięknej, tej miłej, tej dobrze spędzonej sekundy. Jest tak, mimo że ludzie nieraz chcą zupełnie czego innego... Zatrzymać się w miejscu... Najlepiej z tą bliską, tą ukochaną osobą przy boku lub przyjaciółmi...
Wakacje 2014, 16 maj-30 sierpnia. Najdłuższe wakacje mego życia. Były dziwne. Inne. Ale przez to jakby nie patrzeć uznaje je za najlepsze w mym życiu. Nic w związku z tym, że skończyłam je chora. Nic, bo to ile się w nie wydarzyło, sprawia, że nie żałuję.
Jak się zaczęły? Leniwym weekendem(16.05-18.05) spędzonym w Krakowie u kogoś, kto dalej jest dla mnie ważny. Leniwym, bo nie chciało wcale wychodzić mi się z łóżka. Chciało mi się spać, lub tylko leżeć, tak beztrosko, bez myśli o czymkolwiek stresującym i złym... Nawet teraz wiem, że wtedy naszej dwójce było to potrzebne. Oboje byliśmy zmęczeni i potrzebowaliśmy odpocząć. Tamten weekend był dosyć miły, choć przyniósł ze sobą pewne obawy, pewne lęki, które wpłynęły na mnie później...
Reszta maja i czerwiec minęła właściwie na kilku rzeczach w moim kochanym mieście, w Warszawie. Na niecierpliwym oczekiwaniu i tęsknocie. Na nerwach połączonym z niezbyt ciekawym humorem i zachowaniem. Na przejażdżkach rowerowych i dyskusjach z Jolą <3. Na pracy, którą wspólnie wykonywałam z Ciszkiem i Kasią. Na opiekowaniu się synem siostry, którego uwielbiam. Na rp, smsowaniu i wymianie poglądów z kumplem ze świata rp, co nawet w tamtym czasie było dosyć pomocne. Mimo wszystko nie było tak źle. No może poza kwestią oczekiwania i nerwów. Z początku czerwca czekałam na decyzję, czy zostanę pierwszy raz helperem na Animatsuri, czy moje zgłoszenie zostanie odrzucone. Bardzo tego chciałam, bo wyjątkowo nie chciałam wydawać kasy na konwent. Zresztą sama świadomość, kogo mam spotkać tam, robiła swoje. I moje obawy siedzące w głębi mnie. Bardzo się ucieszyłam, gdy mnie przyjęli. Nie mogłam się doczekać lipca.
W pierwszych dniach lipca pomagałam siostrze coraz bardziej denerwując się zbliżającym konwentem. 6 byłam na szkoleniu wolontariackim stadionowym, co też wpisało mnie w stały poczet wolontariuszy Stadionu Narodowego. A potem minął tydzień.. i był wyczekiwany przeze mnie dzień... Uśmiechałam się, chociaż i denerwowałam. Te obawy siedzące w głębi mnie wpływały na mnie. A jednak mimo pewnej rzeczy konwent był dosyć super.. Nie sądziłam, że sprzątanie może sprawić tyle frajdy, a tam sprzątając się śmiałam wśród super nowo poznanych ludzi.. :) Czejen, Uchi, Miś, Sunako, Yuu - te osoby najbardziej utkwiły z tamtego weekendu w pamięci. A jednak potem przez resztę lipca tak nagle przestałam chcieć widzieć się z ludźmi, spędzać z nimi czas.. Chciałam pobyć sama, myśleć i jednocześnie wcale nie myśleć.. Może po części zamknąć się w klatce gdzieś daleko od wszystkiego i wszystkich..I w sumie to nawet się udało. Lecz i było parę rzeczy, które zmieniło to nastawienie.. i w sumie dobrze. Po pierwsze syn siostry, dwulatek, opieka nad nim sprawiała mi frajdę.. Wtedy nie myślałam, tak jak chciałam o niczym, prócz odpowiedzialności nad nim. Bawiłam się jak małe dziecko na placach czy salach zabaw w kulkach. Po drugie te wszystkie osoby z którymi można było popisać. W końcu dałam się namówić na sierpniowe helperowanie na Niuconie xd ... Pod koniec lipca się już znowu uśmiechałam, nie spotykając jednak dalej z nikim.. A 30.07 poszłam na wolontariat stadionowy, dzięki któremu oglądałam prelekcje filmu "Miasto 44 " na ok 2 miesiące przed tym jak ono miało wejść do kin.. Co jeszcze w lipcu? XD Intensywnie zaczęłam oglądać SAO ... W końcu wyszła nowa seria, nie mogłam jej odpuścić.
I nastał sierpień... Miesiąc, który był super. :) Najpierw wyprawa do Wrocławia z racji Niuconu. Dłuższy weekend spędzony m.in z Czejenem, Uchi, innymi helperami, bratem oraz chwilowo z kilkoma osobami z rp. Poza moim zachowaniem w ramach helperowania było super.. Dobrze się tam bawiłam i żałowałam, że muszę wyjeżdzać. A ostatniego dnia konwentu poznałam Rissa. Lecz dopiero od poniedziałku właściwie zaczęliśmy się poznawać. I tak potem po kilku rozmowach stwierdziłam, że posiadam klona z jedyną różnicą - jest on innej płci xD. Dosyć dobrze mi się z nim pisało, cały czas się uśmiechałam. W kolejny weekend po Niu było B6, które minęło jakoś. Nie było źle, ale do super też trochę brakowało. Nie żałuję wyjazdu, bo widziałam się z dziewczynami, ale też i podczas B6 zrozumiałam też, jak wolę spędzać czas na konwentach.. Po powrocie z B6 obchodziłyśmy urodziny Olgi.. A potem już później było intensywne przygotowywanie się na kolejny wyjazd.. dopiero wrześniowy, ale że zaczynał się 1 września i był za granicą w ciepłym miejscu, tak jednak parę rzeczy trzeba było załatwić. Oczywiście jednocześnie pisałam codziennie z swoim klonem, bo to jakoś podnosiło na duchu. Zresztą stał się bardzo szybko dla mnie kimś bliskim... W tygodniu przed wyjazdem nawet miałam jego jednodniowe odwiedziny... Dzień spędzony kompletnie inaczej niż z kimkolwiek, bowiem mógł on zobaczyć, jak zamieniam się rzekomo w "12-latkę", która bawi się w piaskownicy, by sprawić frajdę siostrzeńcowi.. Zaskoczył mnie tym, że nie przeszkadzało mu, że wtedy mieliśmy się nim opiekować.. I po prostu był to cudowny dzień.. A parę dni po nim i na 2 dni przed wyjazdem mogłam pomóc na Rozpoczęciu Mistrzostw Świata w Siatkówce Mężczyzn. Niby fanką siatkówki nie jestem, ale wydarzenie mi się podobało, jak i kibicowanie naszym.. Którzy jak potem wynikło pod koniec wakacji.. wygrali cały turniej :))
I w końcu wrzesień.. i od razu 1.09 rozpoczęła się przygoda zwana Obóz Zerowy SGGW 2014, która trwała do 11. Nie żałuję, że tam pojechałam. Poznałam trochę ludzi, z którymi na pewno można fajnie spędzić imprezę, czy potańczyć.. to drugie w sumie dla mnie ciekawsze. Tam na obozie nadrobiłam swoją tęsknotę za atmosferą klubów, w którym wcześniej byłam ostatni raz przed obozem mając lat 16.. Tak więc nadrobiłam ją i wytańczyłam się. Jednak miałam pewnego rodzaju postanowienie, ale ono mi niezbyt wyszło.. Cóż - gdy człowiek się przywiązuje, to tak wychodzi.. W Bułgarii mimo postanowienia spędzałam trochę czasu przy użyciu internetu, którego tam niby dla siebie mieć nie miałam.. Po powrocie.. nadal nie spotykałam się za bardzo z nikim z Warszawy mimo że już nie chciałam wcale uciekać od spotkań. Po prostu dni były zajęte. No i w sumie od 7 września, jeszcze od obozu ciągle kaszlałam i bolało mnie gardło. Nie chciałam ich zarazić, choć jakoś nie przeszkadzał mi mój stan, by pomagać siostrze..Chyba to też z tego powodu, że przed ostatnim planowanym wakacyjnym wyjazdem chciałam trochę na niego dorobić.. Może w okresie tamtym z kilka razy spotkałam się z Jolą lub Beatą, ale wyłącznie z nimi.. I pod sam koniec wreszcie ostatni wakacyjny wyjazd.. Dokładnie 24.09 trafiłam do Wrocławia zostając odebrana przez Rissa, który tego dnia spełnił moje marzenie, które istniało od dawna. Pojechał ze mną do Yu, którego nie widziałam dosyć długo, a ostatniego naszego spotkania do miłych raczej zaliczyć nie można było.. Wreszcie miałam okazję zobaczyć Bolesławiec, o którym tyle czytałam i słyszałam z ust dawno nie widzianego przyjaciela... Spędziliśmy w trójkę miło w nim czas, nawet mimo że ewidentnie źle się czułam i chłopcy się o mnie martwili. Nie wracałam tego samego dnia do domu, lecz zostałam do następnego dnia we Wrocku.. Kolejnego dnia większość czasu spędziłam z Rissem, a pod wieczór spotkaliśmy się też z Czejenem. Był to kolejny fajny dzień, choć niestety dalej z wkurzającym mnie bólem gardła.. I tak minął kolejny weekend i tym samym wyjazd który uznałam za końcówkę wakacji.. Wyjeżdżałam stamtąd z uśmiechem, ale i żalem, że wracam.. No bo w końcu jak z kimś dobrze spędza się czas, to nigdy nie chcę się go zostawiać, gdzieś z dala od siebie.. Tak wróciłam do Warszawy przygotowując się już na początek roku akademickiego, dalej chora..
Jest jeszcze jedna rzecz, która się działa w wakacje.. Oczywiście pisałam z siostrzyczką :) <3. W ten oto sposób wakacje były ciekawe.. Ciąglę się coś działo.. :) Nawet nie miałam czasu na nudę.. Nie żałuję też wakacyjnej trasy podróży. Była akurat, szkoda tylko, że paru miejsc tam zabrakło, że nie spełniłam po raz kolejny postanowienia, żeby zobaczyć na oczy pewne ważne dla mnie osoby ze świata rp, ważne, bo są mym wsparciem.. Widziałam tylko kilka takich osób, ale stanowczo za mało jeśli patrzeć na to szczerze.. Mam jednak nadzieję, że własne plany po raz kolejne zmienione i zepsute tym samym przez siebie, teraz przy najbliższej okazji w końcu dojdą do skutku. Przecież tylu ludzi jeszcze trzeba w Polsce odwiedzić ^^
Kraków - Warszawa - Wrocław - Warszawa - Kraków - Warszawa - Bułgaria/Złote Piaski - Warszawa - Wrocław - Bolesławiec - Wrocław - Warszawa... najlepsze wakacje kiedykolwiek - Dziękuję wszystkim, których w nie widziałam, choć o niektórych w ogóle nie wspomniałam. <3 <3